Dlaczego mi to zrobiliście?

2004-08-26 23:21

Gdy ogłoszono, że nie popłynie w olimpijskim finale, Aneta Pastuszka wpadła w histerię. Był płacz, szlochanie, pocieszali ją nawet wolontariusze. A miała walczyć o olimpijskie złoto, była jedną z wielkich faworytek. W tym roku wygrywała już z broniącą tytułu mistrzyni olimpijskiej Włoszką Josefą Idem.

Afera wyszła na jaw po półfinałowym biegu, w którym Aneta Pastuszka zapewniła sobie awans do finału K1 na 500 metrów. Zgodnie z regulaminem sędziowie zaczęli wtedy ważyć łódki. Okazało się, że kajak Polki waży 150 gramów poniżej wymaganego limitu 12 kg. Sędziowie chcieli pójść Anecie na rękę, pozwolili nawet zważyć kajak z zegarkiem, który miała na ręku i ręcznikiem. Ale kajak wciąż nie spełniał regulaminowych wymogów.

- Protestujemy. Przecież gdy ważyliśmy kajak na starcie, waga była inna, zgodna z regulaminem - proponował pierwszy trener kajakarek Piotr Głażewski.

Tę taktykę tak samo dobrze mają opracowani kieszonkowcy, którzy krzyczą: "Łapać złodzieja!", gdy chcą od siebie odwrócić uwagę. Ktoś rozsądny (konkretnie Halina Pikuła, sekretarz generalny Polskiego Związku Kajakowego i zarazem przedstawiciel Międzynarodowej Federacji Kajakowej) wytłumaczył głównemu winowajcy, że składanie protestu to bezsens. Wagi bowiem nie można oszukać. Przepisy są jednoznaczne - kajak ma ważyć minimum 12 kg. A przecież po wyjęciu z wody powinien być cięższy niż przed startem, gdy rzekomo ważył tyle, ile potrzeba.

Kto jest winny kompromitacji, utopienia kolejnego olimpijskiego medalu? Oczywiście winnych nie ma.

- Nie wiem, jak to się stało, przedziwna sytuacja - rozkładał ręce prezes Polskiego Związku Kajakarskiego, Tadeusz Wróblewski.

Do winy nie poczuwali się też Witold Pawelec (szef wyszkolenia), Ryszard Hoppe (trener kadry mężczyzn) ani oczywiście główny winowajca - Piotr Głażewski.

Napoleon kiedyś powiedział, że: "Armia baranów prowadzona przez lwa jest groźniejsza niż armia lwów prowadzona przez barana".

Napoleona w polskiej reprezentacji w Atenach nie ma, baranów za to w nadmiarze.

 

Zawinił człowiek i znajdziemy go - zapewnia Tadeusz Wróblewski (prezes Polskiego Związku Kajakarskiego)

Foto | Tomasz Markowski/Przegląd Sportowy

- Kto zawinił, że Aneta Pastuszka straciła wielką szansę na olimpijski medal?

Tadeusz Wróblewski: - Jak zawsze w takich przypadkach zawinił człowiek...

- Który?

- Trudno teraz ocenić. Można byłoby kogoś przedwcześnie i niesłusznie oskarżyć. Na razie nie będziemy robić śledztwa, żeby nie rozwalać atmosfery w drużynie.

- Co się mogło stać?

- Mogła wyschnąć łódka albo była próba jej odchudzenia przez człowieka. Kajak wychodzi z fabryki lżejszy o kilogram. Dociąża się go ciężarkami. W łódce Pastuszki były 3 takie dociążeniowe ciężarki. Nie zauważono ich braku. Z Pastuszką też zbytnio nie można porozmawiać, jest bowiem w szoku.

- Jak chcecie ją z tego stanu wyprowadzić? Przecież w sobotę rano ma jeszcze startować w dwójce...

- Wyprowadzimy ją. Na razie ciężar jej psychoterapii wzięła na siebie jej partnerka Beata Sokołowska. Były już na treningu, pływały. Do soboty Aneta powinna dojść do siebie. Ona jest strasznie zmotywowana, aby zdobyć medal. Jej partnerka też.

Ja mogę powiedzieć, że dla mnie jest to jeden z najsmutniejszych dni. Będziemy wyjaśniać, kto zawinił.

Najnowsze