Doda (na szczęście) nieznana

2008-08-08 14:13

Od jutra zacznie się jazda po bandzie, bieganie bez opamiętania od stadionu do hali w poszukiwaniu olimpijskich medali Polaków.

Wykorzystując więc ostatnią chwilę luzu wybrałem się z fotoreporterem "SE" i zamieszkałym od lat w Pekinie Jankiem Zdżarskim do chińskiej knajpy na pekińskim starym mieście.

Janek właśnie wydał książkę o Chinach - „Chiny 431 km/godz.” Tytuł nawiązuje do maksymalnej szybkości z jaką jeździ magnetyczny pociąg Maglev z biznesowej części Szanghaju na lotnisko. Według niego z taką samą szybkością zmieniają się Chiny.

Ale w knajpce „Luogu” (Bęben i Dzwon) wszystko po staremu. Jedzenie pyszne i tanie. Za 4 super dania (między innymi krewetki i... udka żab gigantów) plus kilka piw zapłaciliśmy w sumie 198 yuanów, czyli około 63 złote.

Chińczycy w knajpie przeważnie młodzi. Tacy yuppies (w Chinach chyba chappies). Zwróciłem uwagę, że przed wyjściem zawsze krzyczeli „Majdan!” Czyżby tutaj też dotarła sława Radka? - zacząłem się zastanawiać. - „MajDan” to po prostu rachunek – wyjaśnił mi Janek.

Zacząłem się wsłuchiwać czy przypadkiem Chińczycy nie będą krzyczeć „DoDa”. Okazało się jednak, że Doda – w przeciwieństwie do Majdana – w Pekinie jest zupełnie nieznana.

Najnowsze