- Tytuł mistrzyni świata świata zobowiązuje i na pewno będę czuła na sobie trochę presji, ale tej w sporcie nie brakuje - przyznaje 22-letnia zawodniczka. - Podejdę jednak do zawodów tak samo jak do tamtych mistrzostw świata. Czyli robić to, co lubię i dobrze się... bawić. Bo rywalizacja daje mi dużo radości. Pewne jest, że dam z siebie wszystko.
Dorota i jej koleżanki reprezentują Polskę, ale w czempionacie nie występują jako oficjalna reprezentacja kraju. Łodzianka nie miała tez i nie ma stypendium kadrowego. Wszystko to z powodu sporu prawnego o status oficjalnego związku sportowego pomiędzy Polską Unią Karate (którą popiera mistrzyni) i Polskim Związkiem Karate.
Jeszcze do niedawna na zawody za granicą wyjeżdżała dzięki pieniądzom pożyczonym od trenera, Macieja Gawłowskiego. Znaleźli się jednak sponsorzy (m.in. gdańska Energa – dzięki pośrednictwu ministra sportu oraz łódzka firma Transfer Multisort Elektronik). Minister i władze Łodzi przyznali jej też nagrody za medal – w sumie ponad 40 tys. zł (chociaż wypłata jeszcze się odwleka).
- Dzięki m.in. Energi i TME teraz to ja dbam o wyjazdy moje i trenera. Stałam się jakby związkiem sportowym dla siebie - uśmiecha się Dorota. - Przyznaję, że zabieganie o sprawy materialne nieco mnie dotknęło, bo jestem osobą wrażliwą, chociaż uprawiam sport walki. Ale nie wpłynęło na moje treningi. Jestem dobrze przygotowana i mam nadzieję, że pokażę to na macie w Hiszpanii.
Atrakcyjna blondwłosa dziewczyna mogłaby w Hiszpanii stać się obiektem zaczepek…
- Ale potrafiłabym się obronić - zapewnia filigranowa karateczka. - Na szczęście jednak nigdy nie musiałam stosować swoich sportowych umiejętności w życiu prywatnym. I niech tak pozostanie.
Napis przebiegający na gmachu firmy TME w Łodzi