Radosny, wyluzowany i zabójczo skuteczny. Takiego Bieleckiego zobaczyli kibice w wygranym 34:22 meczu z Rumunami.
"Super Express": - Bogdan Wenta mówi, że z niecierpliwością czekał na uśmiechniętego i pewnego siebie Karola...
Karol Bielecki: - Każdy ma w życiu lepsze i gorsze okresy, górki i doły. Ja akurat w taki dołek wpadłem. Grałem słabiej, a słaba gra nie sprawia radości. Na szczęście forma idzie w górę.
- A co się właściwie stało? Niektórzy twierdzą, że zaszkodził ci transfer do Rhein Neckar Loewen.
- Spadek formy zbiegł się w czasie ze zmianą klubu, ale to przypadek. Wytłumaczenie jest proste - jestem człowiekiem, nie maszyną. Przez poprzednie dwa, trzy lata cały czas utrzymywałem się w dobrej formie. Przecież nie da się tak przez całą karierę! A w drużynie "Lwów" czuję się naprawdę dobrze. To jedna z najlepszych ekip w Europie, półfinalista Ligi Mistrzów. W nowym sezonie mamy być jeszcze mocniejsi.
- Czyli na twój powrót do polskiej ligi musimy jeszcze poczekać?
- Pewnie, że chciałbym wrócić. Tęsknie za Polską. Ale to jeszcze nie jest ten czas. Przez najbliższych kilka lat chcę pograć na najwyższym poziomie. Może w tym czasie poziom polskiej ligi trochę się podniesie? Bo fajnie, że w Kielcach i w Płocku coś dobrego się dzieje, ale dwa kluby silnej ligi nie stworzą...
- Polscy kibice mogą cię na szczęście oglądać w meczach reprezentacji. Przeciwko Rumunii w Kielcach spisałeś się świetnie.
- Ten mecz musieliśmy wygrać i wygraliśmy. Tylko to się liczy. Choć na początku tych eliminacji potraciliśmy sporo punktów, to jedziemy na EURO. Pomogli nam też kibice. Ich doping dodał nam skrzydeł.
- Po poprzednich mistrzostwach Europy, w 2008 roku, wielu kibiców miało za to uczucie niedosytu. Siódme miejsce odebrano jako niepowodzenie.
- Ja też chciałbym kończyć każdą dużą imprezę na podium, ale to niemożliwe. Gorsze okresy przytrafiają się nie tylko pojedynczym zawodnikom, ale i całym drużynom. Jeden turniej wyjdzie nam lepiej, drugi trochę gorzej. To normalne.
- Mistrzostwa Europy to najtrudniejsza ze wszystkich wielkich imprez...
- To prawda. Tu po prostu nie ma słabych zespołów. Na igrzyskach olimpijskich czy mistrzostwach świata czasem możesz odpuścić. Na EURO nie ma takiej opcji. W każdym spotkaniu musisz grać na sto procent. Ale oczywiście przed wyjazdem do Austrii znów postawimy sobie ambitne cele.