- Gdyby ktoś mi to powiedział rano, że wygram, to bym nie uwierzył. To najpiękniejszy dzień w moim życiu - mówił Horner, który został nie tylko najstarszym zwycięzcą wyścigu, ale także pierwszym Amerykaninem, który zwyciężył we Vuelcie.
Poprzedni rekord ustanowił... 90 lat temu (!) Belg Firmin Lambot, który w 1922 roku wygrał Tour de France, mając 36 lat i cztery miesiące. Hornerowi z pewnością pomógł fakt, że w tym roku zaliczył tylko 12 startów i nie przejechał żadnego dużego touru.
Był świeży jak pierwiosnek. W przeciwieństwie do wielu liderów Vuelty - tłumaczył były francuski kolarz David Moncoutié, a sam Horner dodaje: - Czułem, że mam nogi młodzieńca - przyznał Horner. - Ale wciąż nie rozumiem, dlaczego ludzie sądzą, że wziąłem się znikąd. Czy dlatego, że jestem nieśmiały? Może dlatego, że nigdy mnie nie doceniano, nie ciążyła na mnie odpowiedzialność lidera grupy?
Cieniem na całym zwycięstwie kładzie się nieobecnośc kolarza podczas kontroli antydopingowej. Przedstawiciele hiszpańskiej agencji antydopingowej (AEPSAD) udali się do hotelu, który był wyznaczony jako miejsce pobytu amerykańskiego kolarza, ale go tam nie zastali, co mogłoby świadczyć o celowym unikaniu kontroli przez zwycięzcę wyścigu.
Grupa kolarza RadioShack twierdzi jednak, że Horner poinformował konrtolerów o zmianie miejsca swojego pobytu, ale rzecznik AEPSAD mówi, że pracownicy agencji udali się pod adres, który rano otrzymali z USADA. Następnie przekazano im zaktualizowane przez Hornera dane, ale... w kolejnym miejscu kolarza również nie zastali.
- Nie podejmiemy się żadnego osądu dopóki nie zbierzemy wszystkich faktów - powiedział rzecznik.
Co na to RadioShack? Grupa ma zamiar domagać się odszkodowania od hiszpańskich służb antydopingowych za poinformowanie mediów o nieobecności Chrisa Hornera na obowiązkowym badaniu.
