By cios został zaliczony, przynajmniej dwóch z trzech facetów na stanowiskach sędziów punktowych musiało nacisnąć przyciski w tym samym czasie. Wystarczało, by jeden z nich miał nieco zwolniony refleks (a na ogół są to ludzie w wieku co najmniej średnim), a połowa ciosów w ringu nie była rejestrowana. Jeśli w co drugiej walce wynik staje się "losowy", kibica trafia cholera i idzie oglądać transmisję z meczu snookera albo turniej ping-ponga.
Kolejną dyscypliną, którą na naszych oczach załatwiają nadaktywni działacze, są skoki narciarskie. Kończy się epoka, w której dla każdego widza wszystko było jasne - kto skoczył najdalej, ten wygrywał.
"Wynalazcy" z FIS postanowili udoskonalić to, co działało przez lata nieźle. Ostatnio w zawodach letnich Japończyk Daiki Ito skoczył (w dwóch skokach) o 8 metrów dalej od Bjoerna Roemorena i... przegrał z Norwegiem, bo czujniki pokazały, że dla niego "wiatr wiał lepiej"...
Teraz czekamy na wynalazców z federacji wioślarskiej, którzy każą wiązać wiosła na supły, by wyrównać szanse.