- Jestem amatorem. Wykonuję połowę dawek treningowych moich kumpli, polskich kadrowiczów. Mój rekord życiowy 3:55.48 godziny odbiega od ich rezultatów - nie kryje Maciej Rosiewicz. - Pracuję jako nauczyciel w zespole szkół gastronomiczno-hotelarskich w Kaliszu, a ponadto sprzedaję wiśnie ze swojego sadu. Nie miałem stypendium sportowego, a trener Krzysztof Kisiel prowadzi mnie społecznie - zaznacza.
Gdy rok temu nie dotarł do mety na dystansie 50 km w Dudincach, zrozumiał, że do polskiej reprezentacji olimpijskiej się nie zakwalifikuje. Ale olimpijski start kusił
- Miałem w pamięci historie plażowych siatkarek i siatkarzy z Brazylii, którzy reprezentowali Gruzję w Pekinie 2008 oraz przyjazne gesty między Polską i Gruzją, więc napisałem list do prezydenta Saakaszwilego. Innym krajom nie oferowałem swoich usług - opowiada chodziarz z Kalisza. - Po dwóch tygodniach przyszła odpowiedź, abym złożył wniosek o obywatelstwo gruzińskie. Otrzymałem je 1 września ubiegłego roku, zachowując jednocześnie polskie. Prawo startu w Londynie otrzymałem dopiero niedawno.
I tak spełni się marzenie o wyjeździe na igrzyska bez odbierania komukolwiek miejsca. Bo Rosiewicz będzie jedynym chodziarzem i jednym z czworga lekkoatletów Gruzji w Londynie.
- A teraz zrodziło się we mnie nowe marzenie: uprawiać sport w pełni profesjonalnie, na co pojawiła się szansa - wyjawia chodziarz. - Zapytano mnie, czy byłbym gotów reprezentować Gruzję na olimpiadzie 2016 w Rio. Chcą tam stworzyć chodziarski team i znaleźć na to pieniądze.
Maciej Rosiewicz był w Gruzji trzykrotnie. Porozumiewa się tam językami rosyjskim i angielskim. Po gruzińsku zna dwa zdania. W Londynie tego trudnego języka ma go uczyć prezes federacji lekkoatletycznej.
Gdy na początku miesiąca leciał do Tbilisi, by złożyć olimpijskie ślubowanie, urodziło się jego trzecie dziecko. Maleńka Olga przyszła na świat jako córka taty Polaka i Gruzina.