Mimo dwóch bardzo dobrych skoków w drugim konkursie w Kanadzie (133 i 135,5 m), Małysz otarł się tylko o pudło. Nie mogło być inaczej, skoro ostatnia trójka zawodów skakała przy bardzo mocnym wietrze pod narty i dostała dodatkowego napędu.
- Ville Larinto o mało się nie połamał, a wypuszczenie na końcu Gregora Schlierenzauera było olbrzymim ryzykiem - komentuje Lepistoe. - Austriak mógł wytrzymać lądowanie na 149. metrze i wygrać tylko dlatego, że jest artystą skoków.
Fiński trener, który od kilku tygodni konsultuje treningi Adama, cieszy się z powrotu Małysza do formy. - Czy jestem cudotwórcą? Nie przesadzajmy, przecież to, że Adam potrafi skakać na wielkim poziomie, wiadomo nie od dziś. Trzeba go było tylko odpowiednio ukierunkować - ocenia Fin.
Polscy kibice skoków już nabrali apetytu przed dalszą częścią sezonu, której głównym akcentem będą lutowe mistrzostwa świata rozgrywane w Libercu.
- Faworytem numer jeden pozostaje "Schlieri" - uważa Lepistoe. - Ale jest grupa trzech, czterech skoczków, którzy są w stanie z nim wygrać. I mieści się w niej Małysz!!!