Tydzień przed decydującymi eliminacjami kadry USA do Pekinu zawodnik dowiedział się, że ma raka jąder. - To było jak uderzenie jakiejś bomby - zwierza się Shanteau. - Powtarzałem sobie: to nie może być prawda!
Lekarze stwierdzili, że Eric może brać udział w kwalifikacjach amerykańskich pływaków. Shanteau zapewnił sobie miejsce w olimpijskiej drużynie w konkurencji żabkarzy na 200 m, finiszując na drugim miejscu za faworytem Brendanem Hansenem.
- Gdybym się nie zakwalifikował, decyzja byłaby prosta: operacja - tłumaczy pływak.
Lekarze nie protestowali, gdy Shanteau zapowiedział, że chce startować w Pekinie. Niektórzy specjaliści ostrzegają jednak, że stopień zaawansowania choroby można sprawdzić dopiero przy operacji lub po biopsji.
- Każdy przypadek raka dobrze jest wykryć i leczyć jak najwcześniej - komentuje dr Brett Baker, urolog z kliniki w Austin. - Zawsze istnieje ryzyko, że choroba zacznie się rozwijać. Nie uważam jednak Erica za szaleńca, najważniejsze, żeby był szczęśliwy.
Shanteau postanowił kontrolować krew raz w tygodniu, a co 14 dni robić tomografię komputerową. - Jeśli coś wyjdzie nie tak, będzie to bariera, której nie przeskoczę - przyznaje żabkarz, którego historia przypomina przypadek Lance'a Armstronga. Słynny kolarz stoczył zwycięską walkę z tą samą chorobą. Potem nie tylko wrócił do sportu, ale 7 razy z rzędu wygrał morderczy wyścig Tour de France.
- Tak bardzo chciałem płynąć w Pekinie - przyznaje Shanteau. - Wiem, czym ryzykuję, ale leczenie zostawiam na czas po igrzyskach.