"Super Express": - Naprawdę wierzy pan w to, że może pan wygrać w Londynie?
Kwiatkowski: - Tak, ostatnie wyścigi pokazały, że nie mamy się kogo bać. Powalczymy na olimpijskiej trasie wspólnie z Michałem Gołasiem i Maciejem Bodnarem.
- 5 sekund dzieliło pana od zwycięstwa w Tour de Pologne. Rozczarowanie jest chyba olbrzymie...
- Wprost przeciwnie, jestem niesamowicie szczęśliwy! Drugie miejsce w TdP to największy sukces w mojej karierze. Jeszcze przed ostatnim etapem wierzyłem, że zdołam odrobić tę pięciosekundową stratę do Moreno Mosera. Była wielka presja i nadzieje, bo przecież ostatni raz Polak triumfował w tym wyścigu dziewięć lat temu. Jednak Moser na kilku etapach był lepszy i wygrał zasłużenie.
- Polscy kolarze pomagali panu w walce o zwycięstwo...
- Jestem zbudowany postawą chłopaków! Kiedy okazało się, że mam szansę na wygraną, wszyscy bez względu na to, w jakich grupach jeździli, pracowali dla mnie, dopingowali, zachęcali do walki. Bardzo im dziękuję, a szczególnie Michałowi Gołasiowi, który strasznie dla mnie harował w tym wyścigu.
- Wcześniej to pan pomagał mu w zdobyciu mistrzostwa Polski...
- Wbrew pozorom kolarstwo to dyscyplina zespołowa, w peletonie w pojedynkę nic nie znaczysz. Mam taką dewizę: dziś ja jadę dla ciebie, jutro ty dla mnie. Jak w życiu. Bez przyjaciół trudno cokolwiek osiągnąć