- To dla mnie prawdziwy dramat. Czuję się, jakby mi ktoś przywiązał kamień do szyi i wrzucił do Wisły! - mówi były bokserski mistrz świata. Promotorzy zabronili "Diablo" Włodarczykowi (27 l.) jeździć na motorze. Ten jest załamany.
Włodarczyk kilka miesięcy temu kupił sobie wymarzony motor. Suzuki GSX-R 1000 to jeden z najszybszych ścigaczy. Ważący ledwie 170 kilogramów motor rozpędza się do blisko 300 kilometrów na godzinę! Kontrakt z grupą bokserską Bullit KnockOut zabrania jednak bokserowi uprawiania sportów ekstremalnych oraz właśnie jazdy na motorze. - To po prostu zbyt niebezpieczne - tłumaczy Andrzej Wasilewski, promotor "Diablo".
Włodarczykowi przez kilka miesięcy udawało się utrzymać jazdę na motorze w tajemnicy. Wreszcie "Don Wasyl" się jednak dowiedział.
- Krzyśkowi zaszkodziła popularność. Po prostu stał się bardziej znany i zaczęły do mnie docierać plotki, że szaleje na ścigaczu - opowiada promotor, który nakazał swojemu bokserowi oddać kluczyki. - Boję się o niego, bo bokserom poza ringiem po prostu brakuje adrenaliny. Na takim ścigaczu bardzo łatwo się zabić...
Pięściarz nie zgadza się z takimi argumentami.
- Nie szaleję, jeżdżę spokojnie, nigdy nie miałem wypadku. Ten motor jest moim oczkiem w głowie, nie mogę się pogodzić z jego stratą - wyjawia nam załamany pięściarz, któremu towarzyszyliśmy w czasie ostatniej przejażdżki. - Ale boks jest najważniejszy. Dla tytułu mistrza świata jestem w stanie zrezygnować nawet z mojego ukochanego suzuki.