- Dziękuję mojej mamie, po której odziedziczyłam wszystko co dobre. Ta kobieta to ma przeczucie! Przed igrzyskami w Pekinie przewidziała srebro, a teraz zwycięstwo. Chyba zacznę ją pytać o notowania giełdowe - śmieje się Majka.
Dokładnie rok temu poleciała na mistrzostwa świata w Australii jako faworytka. Niestety, koszmarny wypadek na treningu tuż przed startem przekreślił marzenia o złocie. Zamiast na najwyższym stopniu podium Polka wylądowała w szpitalu z opuchniętą i poranioną twarzą.
Przeczytaj koniecznie: Kubica wygrywa w rajdzie
- Szkoda, ale jeszcze zdążę zostać mistrzynią świata. Może za rok... - mówiła wtedy dzielna kolarka.
Na kanadyjskiej trasie prowadziła niemal od początku, mimo że musiała przebijać się z trzeciego szeregu (przez nieobecność na poprzednich MŚ). Na drugim okrążeniu zaatakowała, a potem spokojnie powiększała przewagę. Rywalkom pozostała walka o srebro.
- Jestem ogromnie szczęśliwa. Teraz cały rok będę jeździć w tęczowej koszulce. W naszej dyscyplinie, jeśli jest coś więcej, to tylko złoto olimpijskie - cieszy się Włoszczowska, która na ostatnich igrzyskach wywalczyła srebro.
Miażdżące zwycięstwo nie przyszło jednak tak łatwo, jak się wydawało.
- Bałam się, czy wytrwam - zdradza Majka. - Na ostatnim okrążeniu złapał mnie skurcz i to w chwili, gdy schodziłam ze skały, bo nawet nie próbowałam po niej zjeżdżać, tak tam było ślisko i niebezpiecznie. Bolało strasznie, ale dałam radę dojechać. Moment, gdy mijałam linię mety, zapamiętam do końca życia - cieszy się świeżo upieczona mistrzyni świata.