Pochodził z Tarnowskich Gór, gdzie pierwsze ciężary dźwigał... na ulicy. - Ćwiczyliśmy z klockami drewna, które trzeba było przesuwać, kiedy jechał samochód. Był też okres treningów w szkolnej sali gimnastycznej, ale nas z niej wyrzucono, kiedy w trakcie ćwiczeń sztanga spadła na parkiet i połamała klepki – wspominał po latach późniejszy rekordzista świata, który swe sukcesy odnotowywał w wadze lekkiej: najbardziej polskiej kategorii. Mieliśmy w niej dwóch innych herosów: Waldemara Baszanowskiego i Mariana Zielińskiego, i to właśnie oni – zresztą z medalowym skutkiem – pojechali na igrzyska do Meksyku w 1968 roku, co 22-letni wówczas Kaczmarek przyjął z goryczą.
Cztery lata później, na igrzyskach w Monachium, już on stał na podium; po „brąz” sięgnął w ostatnim z trzech (wyciskanie, rwanie, podrzut) bojów atakując z pozycji piątej. W Montrealu w 1976 wdrapał się już na sam szczyt, na szyi zawieszono mu złoty olimpijski krążek. A trzy miesiące później... brutalnie zdjęto. „Komitet Wykonawczy MKOl wydał decyzję o dyskwalifikacji 5 zawodników olimpijskiego turnieju podnoszenia ciężarów pod zarzutem rzekomego używania przez nich sterydów anabolicznych, które ostatnio zostały zakazane” - głosiły komunikaty prasowe. Wśród tej piątki był i Kaczmarek. On sam nigdy do świadomego przyjęcia jakichkolwiek niedozwolonych substancji się nie przyznał...
W 1980 roku pojechał po raz trzeci na igrzyska, ale w Moskwie młodsi od niego o dekadę rywale dźwigali już ciężary ponad jego siły (choć osiągnął wynik lepszy od tego z Montrealu aż o 10 kg). Niemal równo rok później wybrał życiową emigrację. Osiadł w RFN i tam jeszcze trzykrotnie sięgnął po mistrzostwo tego kraju: po raz ostatni w 1987 roku, a więc już po 40. urodzinach! Generalnie ciężary podnosił do 50. roku życia! A poza tym w Kassel obsługiwał maszyny komputerowe, w Wolfsburgu zaś – oczywiście! - pracował w fabryce Volkswagena, w laboratorium testując wytrzymałość pasów bezpieczeństwa.
Z każdym kolejnym rokiem długoletnie mordercze treningi i starty dawały coraz mocniej znać o sobie. Operacje kręgosłupa – dosłownie! – stawiały mistrza do pionu. Z chorobą nowotworową walki jednak wygrać nie mógł...