"Super Express": - Obserwował pan EURO 2012 w Polsce. I jak wrażenia?
Patrick Kluivert: - Rewelacyjna atmosfera. Naprawdę, to nie jest kurtuazja z mojej strony, bo jako komentator często wiele rzeczy krytykuję. Podobne odczucia mają moi znajomi, którzy byli na EURO jako kibice. Zarówno ja, jak i oni byliśmy pod wrażeniem entuzjazmu Polaków. Był tak powszechny... Na pewno będziemy polecali Polskę jako miejsce, do którego warto pojechać.
- Gra Polski nie zachwyciła pana jednak tak jak kibice.
- Tak entuzjastycznie reagujący kibice jak wasi, żyjący turniejem, zasłużyli na dużo więcej. Zdecydowanie więcej. Z waszej grupy awansowali przecież Grecy, co było dla mnie największą sensacją tego turnieju. Porównajmy ich potencjał z Rosją, a nawet z wami - teoretycznie to ich zwycięstwo nie powinno się przecież zdarzyć! Co do Polski, to były jednak chwile, kiedy gra Polaków była porywająca, wręcz imponująca. Myślę o półgodzinnych fragmentach z Grecją i Czechami.
- No tak, drużyna Smudy została mistrzem gry półgodzinnej.
- Cóż, mecz trwa 90 minut. A po przerwie Grecy i Czesi dominowali nad wami. Obydwa te spotkania pokazały, że w szatni musiało dojść do czegoś dziwnego, zagadkowego. Polscy piłkarze wyszli na boisko i grali drugie połowy odmienieni. To nie przypadek, że piłkarzom wystarczyło sił na pół godziny...
- Zawiódł trener Smuda?
- Drużyna nie powinna grać w jednym meczu jak dwa różne zespoły. Zwłaszcza po kontakcie z trenerem i rozmowie w szatni powinna być widoczna zmiana na lepsze. Te dobre półgodzinne momenty pokazują zaś, że to nie są piłkarze bez umiejętności. Wszyscy zresztą o tym wiemy. Świetnie znamy trójkę z Dortmundu. Przecież oni potrafili zdominować Bayern z Riberym, Robbenem, Neuerem! Poziom trójki z Borussi jest naprawdę wysoki. Ja znam jeszcze Ludovica Obraniaka, z którym grałem w Lille, i to także ktoś o wysokich umiejętnościach. Może drużyna była zbyt nierówna, ale z drugiej strony Czesi też nie byli, a awansowali.
- Przed EURO 2012 przewidywał pan jednak, że Polska może odpaść.
- Podobnie jak Ukraina. Uważam, że ponad dwa lata grania wyłącznie meczów towarzyskich, bez realnej walki o punkty, musi rozbijać pracę nad budową zespołu. To daje komfort występu na imprezie, ale ten komfort może być szkodliwy. Nagle po kilkunastu meczach treningowych przychodzi ten pierwszy poważny. I od razu jest to mecz na turnieju. Pamiętajmy, że wielu trenerów mistrzów świata narzekało, że automatyczny awans na kolejną imprezę należałoby zlikwidować.
- Podejrzewa pan, dlaczego Polakom zabrakło sił po przerwach?
- Słyszałem coś o zmęczeniu, ale kondycja to także element, który można kontrolować. I robi to trener. Oczywiście nie wiem wszystkiego o polskim zespole, o sytuacjach w szatni przed meczem i w jego trakcie. Generalnie trener musi jednak znać swoją drużynę. I umiejętnie rozdzielić zadania, by wystarczyło jej sił. Mecz z Rosją wytrzymała przecież przez pełne 90 minut.
- Reprezentacja Holandii też poniosła na EURO klęskę...
- (śmiech) Widzę, do czego pan zmierza. Rzeczywiście w głowie się nie mieści, żeby ekipa z Robbenem, van Persie i graczami tego formatu przegrywała mecz za meczem. I tej klęski też nie można tłumaczyć zmęczeniem sezonem. To najbardziej irytujące wytłumaczenie, jakie słyszę, gdy ktoś przegrywa.
- Też słyszałem, że "mieli w nogach" ligę, puchary, reprezentację.
- Przecież to zawodowcy. Było dużo czasu, żeby odpocząć i przygotować się do turnieju. Do finału dotarli przecież Hiszpanie i Włosi, po ciężkich sezonach ligowych. Ile oni "mają w nogach", mogliby być jeszcze bardziej zmęczeni! W naszym przypadku trener nie znalazł pomysłu na stworzenie drużyny z graczy, którzy indywidualnie mieli naprawdę duże umiejętności.
- Pan zaczyna trenerską karierę...
- Tak, trenuję młodych piłkarzy Twente w Holandii.
- Wygrał pan Ligę Mistrzów, strzelił najwięcej goli w historii reprezentacji Holandii. Prowadziło pana wielu wybitnych trenerów. To pomaga być dobrym szkoleniowcem?
- Nie wiadomo, mam nadzieję, że mi pomoże. Są przykłady ludzi, którzy zawodzili w tej nowej roli. Ja na razie jestem zadowolony z postępów. Są jednak tacy, którzy z miejsca podbili świat, jak Guardiola.
- Pański kolega z Barcelony.
- Tak i już wówczas było widać, że ten talent trenerski ma. Był kapitanem Barcelony nie tylko na boisku i poza nim. I świetnie nad tym panował, choć miał w drużynie mnie i Rivaldo (śmiech).
- Skoro już jesteśmy przy trenerach... Po EURO oprócz tradycyjnej debaty o zmianach w PZPN mamy w Polsce dyskusję o wyborze trenera reprezentacji. Wszyscy mówią, żeby brać najlepszego, ale na najlepszych nas nie stać. I pytanie: Polak czy obcokrajowiec...
- Tu nie ma reguły. Nie znam oczywiście polskiej ligi i polskich trenerów...
- I to już chyba o czymś świadczy... Polska liga przez długie lata polegała na rozgrywaniu ustawionych meczów, trenerzy grali w sprzedanych spotkaniach. Kiedy ścierali się, grając na serio w europejskich pucharach odpadali z drużynami z Kazachstanu, Mołdawii, Estonii...
- Nie brzmi to najlepiej... W takiej sytuacji wyjściem może być ściągnięcie kogoś z autorytetem z zagranicy. Niekiedy jest to nawet nieodzowne. Narodowość u trenera zarówno w klubie, jak i reprezentacji nie ma aż takiego znaczenia. Liczy się jego wiedza, zmysł taktyczny, kontakt z piłkarzami.
- Jest wielu wybitnych trenerów, ale żaden nie chciałby zapewne pracować za pół ceny.
- Niekoniecznie. Na waszym miejscu nie wykluczałbym, że Polskę weźmie jakiś dobry trener z Holandii. Wielu wybitnych decydowało się w swoich karierach wziąć nieco gorszy zespół klubowy bądź reprezentację po to, żeby sukcesem z nią wyrobić sobie znacznie wyższą pozycję i dopiero wtedy wskoczyć na sam szczyt. Sukces z grupą piłkarzy, których uważano za słabszych, często daje więcej niż sukces z kimś skazywanym na sukces.
- Tak jak Hiddink z Koreą Płd.?
- Tak, ale nie tylko. Takich przykładów jest więcej. Nie patrzcie na tych ludzi jak na kogoś, kto musi ciułać pensję do pensji. Wyobrażam sobie, że Polskę mógłby chcieć prowadzić np. któryś z wybitnych holenderskich trenerów.
- Dobry trener znaczy dziś w piłce więcej niż przed laty?
- Zależy, o jakich czasach mówimy. W porównaniu z latami 90. nie zmieniło się w tym względzie aż tak wiele.
- Pamięta pan jednak, że w ciągu ostatnich kilkunastu lat mocno narzekano na to, że pada coraz mniej goli. Mówiono, że trenerzy stawiają na defensywę. Teraz na EURO pada więcej goli niż wcześniej...
- Nie tak znowu więcej. Oczywiście trudno porównywać dwie różne generacje graczy, skoro nie mogą spotkać się ze sobą na boisku. Mam wrażenie, że gra obecnie jest nieco szybsza i sprawia więcej problemów obrońcom. Nie ma zresztą obecnie takiej generacji obrońców "nie do przejścia", jacy zdarzali się kiedyś. Generalnie formacje obronne mają dziś większe problemy niż przed laty, co widać zwłaszcza przy stałych fragmentach gry. Kiedyś radzili sobie z tym znacznie lepiej.
- Jakaś ewolucja ma chyba jednak miejsce. Kiedyś na boisku wystawiano po kilku napastników. Dziś Hiszpania gra z 4 obrońcami i 6 pomocnikami. Bez napastnika. Czekają nas mecze bez napastników?
- (śmiech) No, aż tak źle nie będzie. W przypadku Hiszpanii jest to raczej autorski pomysł trenera del Bosque, który stara się maksymalnie wykorzystać potencjał, który ma w danej chwili. Ma w drużynie pewien nadmiar bogactwa graczy, którzy lubią nieustannie trzymać piłkę przy nodze. Choć mają przecież w składzie Pedro czy Torresa, woli grać systemem z "fałszywym napastnikiem" Fabregasem.
- Nie mówi pan o tym ich ustawieniu z zachwytem.
- Oczywiście jako były napastnik wolę, kiedy jest ich na boisku dwóch, a nawet trzech. Szczególnie gdy jeden z nich pełni rolę wysuniętego, choć zdaję sobie sprawę, że nie zawsze się to może sprawdzić. Niemniej Hiszpania sprawia wrażenie niesamowicie silnej ekipy. Doszli do finału, więc zarzucanie im, że robią błąd, byłoby dziwne.
- Doszli do finału, ale czytał pan zapewne opinie hiszpańskich kibiców, dziennikarzy...
- Tak, narzekają na styl. Mówią, że Hiszpania "człapie". Mimo tych głosów Hiszpania pozostaje dla mnie faworytem do zwycięstwa w finale. Stawiałem na nich przed turniejem, ale wciąż przy tym obstaję. Podobnie jak Iniestę uważam za najlepszego piłkarza EURO 2012. Zwróćmy uwagę, że oni są krytykowani, niektórzy mówią, że zawodzą. I zawodząc jednak awansują.
- Z Portugalią nie wyglądali już na tak mocnych. Ja jednak stawiam na Włochów...
- Owszem, nie wyglądali, ale mimo to awansowali, mając gorszy dzień, a rywalem była grająca naprawdę dobrze Portugalia. Była lepsza na boisku, ale szczęście sprzyjało Hiszpanii. Co więcej, Hiszpanie nawet grając nierówno czy słabo w ciągu całego meczu potrafią znaleźć kilka razy właściwy moment i jeden z nich wykorzystać. Kiedy mają dobry dzień, po prostu dominują.
Patrick Kluivert
Gwiazda Ajaksu, Milanu i Barcelony, strzelec 40 goli dla reprezentacji Holandii, do dziś rekordowych