To będzie jego pierwszy mecz w kadrze od 11 czerwca, kiedy w spotkaniu przeciwko Chorwacji stracił oko. Bielecki długo wahał się, czy przyjąć powołanie, ale ostatecznie stawił się na zgrupowaniu.
- Zastanawiałem się, czy oszczędzać zdrowie, czy też pomóc reprezentacji. W końcu uznałem, że skoro gram w klubie, to dlaczego miałbym zrezygnować z drużyny narodowej. Rozmawiałem z kolegami i trenerem, ale to moja suwerenna decyzja. Nikt nie wywierał na mnie presji, że muszę wrócić - zapewnia.
Przeczytaj koniecznie: Piłka ręczna. Karol Bielecki rozstrzelał Bittenfeld, zdobył 11 goli dla "Lwów"
"Kola" strzelił dla reprezentacji aż 643 gole. Czy dobije do 1000 bramek w kadrze?
- Zamierzam jeszcze parę lat pograć. Kilka razy na pewno trafię, ale czy uda mi się przekroczyć tysiąc? Nie myślę o tym - komentuje supersnajper.
Wokół kadry ostatnio było duże zamieszanie. Koledzy z zespołu nie mogli pogodzić się z tym, że działacze nie otoczyli Bieleckiego opieką po fatalnej kontuzji. Mówiło się nawet o bojkocie spotkania z Ukrainą.
- To bzdury i kłamstwa. Nie było nawet takiego tematu - zapewnia "Kola", który wcześniej nie ukrywał, że postawa działaczy była dla niego rozczarowaniem. Teraz jednak uspokaja atmosferę.
- Związek zrobił tyle, ile mógł. Byłem prywatnie ubezpieczony, miałem polisę z klubu, nie zostałem na lodzie. Zresztą to przeszłość. Nie ma o czym mówić - ucina.
Patrz też: Piłka ręczna. Karol Bielecki szalał w Kielcach
Trener Wenta kurtuazyjnie określił Ukrainę jako czarnego konia grupy. Ale trudno uwierzyć, by rywale byli w stanie zagrozić polskiej drużynie...
- To zawodnicy o dobrych warunkach fizycznych, grający siłowo - ocenia Bielecki. - Mogą być niebezpieczni, ale wierzę, że wygramy.