- Gdybym miał ze sobą twardszą tyczkę, mogłoby być ciekawiej, a może i rekord Polski byłby bardziej zagrożony - mówi Piotr Lisek.
"Super Express": - To czemu nie wziął pan twardszej tyczki do Francji?
Piotr Lisek: - Używam jej na największych wysokościach, i trochę nie spodziewałem się, że w pierwszym starcie pokonam 5,80 m i będę atakował rekord Polski. Do skakania na twardszej tyczce trzeba mieć odpowiednie umiejętności. Ja skakałem na niej raz, kiedy w ubiegłym roku uzyskałem rekord na otwartym stadionie - 5,82 m.
Kamerzysta wybił ząb Tigerowi Woodsowi [WIDEO]
- W najbliższą sobotę zmierzy się pan w Rouen z rekordzistą świata Renaud Lavillenie. Twardsza tyczka pomoże go pokonać?
- Ta tyczka została w Szczecinie, a ja jestem w Spale. Do Francji pojadę znów bez niej, ale to nie oznacza, że nie powalczę z Lavillenie. Skacząc na bardziej miękkiej tyczce, mogę zmienić ułożenie rąk, to znaczy zawęzić uchwyt, co pozwala na wyższe skakanie. Najważniejsze, że już w pierwszym starcie wypełniłem minimum na halowe ME.
- Jaki cel stawia pan przed sobą?
- Chciałbym się odkuć za ubiegłoroczne mistrzostwa w Zurychu na stadionie, w których nie udało się zdobyć medalu. Muszę ustabilizować swoje skoki na wysokości 5,80 m. Moim celem jest poprawienie rekordu Pawła Wojciechowskiego na otwartym stadionie (5,91). Najważniejsze w sezonie halowym są ME w Pradze, a w otwartym stadionie - MŚ w Pekinie. Celem jest medal. Wierzę w zdobycie go, ponieważ czuję się mocniejszy niż w ubiegłym sezonie.
KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail