Kibice Arsenalu czekają na to, żeby ich pupile wywalczyli jakieś trofeum już blisko 9 lat. I mało brakowało, żeby kolejny sezon zakonczył się katastrofą. Puchar Anglii to ostatnia szansa na przerwanie fatalnej serii, a ponieważ z rozgrywek odpadły już wszystkie mocne ekipy z Premier League, triumf w FA Cup traktowany jest jako obowiązek podopiecznych Arsene'a Wengera.
W rozgrywanym na londyńskim Wembley półfinałowym starciu z broniącym trofeum Wigan (zespół z Championship walczący o powrót do Premier League) w bramce Arsenalu znów stanął Łukasz Fabiański, tak jak w poprzednich spotkaniach "Kanonierów" w Pucharze Anglii. Faworyci z północnego Londynu od początku meczu grali beznadziejnie. I w 63. minucie doigrali się. Obrońca Per Mertesacker sfaulował w polu karnym McManamana, a Jordi Gomez wykorzystał jedenastkę, pokonując Fabiańskiego.
Arsenal ruszył do ataku, ale walił głową w mur, albo ostrzeliwał słupki i poprzeczkę bramki Wigan. Na Wembley coraz bardziej pachniało sensacją, ale w 82. minucie Niemiec Mertesacker zrehabilitował się, strzelając głową wyrównującą bramkę.
W dogrywce trwała niemoc Arsenalu. W końcu trzeba było strzelać rzuty karne. Wtedy zaczął się popis bezrobotnego niemal przez całe spotkanie Fabiańskiego. Polak w fenomenalnym stylu obronił dwa pierwsze rzuty karne wykonywane przez rywali - Caldwella i Collisona. Idealnie wyczuł kierunek strzałów i zatrzymał zmierzającą do siatki piłkę. Kiedy Santi Cazorla wykorzystał przesądzającą o awansie Arsenalu jedenastkę, Łukasz utonął w ramionach szczęśliwych kolegów!
To kolejny sygnał wysłany przez Fabiańskiego jego potencjalnym nowym pracodawcom. Przypomnijmy, że latem Polak odejdzie z Arsenalu, bo nie chce przedłużyć wygasającego kontraktu.
Finałowego rywala "Kanonierzy" poznają w niedzielę po starciu Hull City z Sheffield United.