Przed meczem 1/32 finału Pucharu Francji piłkarze Monaco zapowiadali, że nie potraktują przeciwników ulgowo i zagrają na maksimum swoich możliwości. I tak też zrobili. Jeszcze przed przerwą zaaplikowali rywalom pięć goli i właściwie już wtedy zapewnili sobie awans do kolejnej rundy. Szczególnie naładowany był napastnik gospodarzy i reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej Lacina Traore. Bramkarza przeciwików pokonał aż czterokrotnie, ale w drugiej połowie nie miał możliwości powiększyć swojego dorobku.
Rekordowy transfer w historii niemieckiej piłki? Manchester City daje fortunę za nastolatka!
Wszystko dlatego, że nie mógł w niej zagrać! Podczas gdy zawodnicy obu drużyn schodzili do szatni po gwizdku sędziego, gracz Monaco miał się wdać w bójkę z jednym z przeciwników. Sędzia okazał się bezlitosny i obu awanturnikom pokazał czerwone kartki. Jak się później okazało nie przeszkodziło to specjalnie ekipie z Księstwa w bardzo wysokim zwycięstwie.
Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 10:2 dla gospodarzy. Był to pierwszy przypadek od ponad 20 lat, kiedy w rozgrywkach Pucharu Francji zwycięska drużyna zakończyła mecz z dwucyfrowym dorobkiem bramkowym. W 1994 roku 10 goli zdobyli piłkarze Paris Saint-Germain.
W innych meczach sześć z siedmiu ekip reprezentujące Ligue 1 awansowało do kolejnej rundy. Niektóre musiały się jednak mocno natrudzić. Saint-Etienne dopiero po rzutach karnych wygrało z występującą w piątej lidze drużyną Raon-l'Etape (1:1; karne 4-3), a PSG skromnie pokonało czwartoligowy Wasquehal 1:0 po bramce Zlatana Ibrahimovicia. Sensacją zakończyło się z kolei starcie trzecioligowego Chaply ze Stade Reims, który gospodarze wygrali 4:1.