- Tym razem szybko udało się wygrać, ale mam świadomość, że z następnymi przeciwnikami może być o wiele, wiele trudniej - dodał zwycięzca piątkowej walki. - Spodziewałem się, że pewnie będę musiał gonić Najmana po ringu - jest przecież ode mnie o 20 kilogramów lżejszy i szybszy. Przewidywałem więc, że jak to bokser - będzie tańczył i czekał na dobrą okazję do wyprowadzenia ciosu, a ja będę musiał za nim chodzić. Wiedziałem jednak, że gdy go dorwę w ręce, to zacznie się rzeźnia. Jak się okazało, wszystko poszło o wiele szybciej. Dostał się w okolice lin i otrzymał należną wypłatę.
Zaskoczenie u obserwatorów wywołał sposób, w jaki Pudzianowski zwyciężył - zadecydowały kopnięcia, a nie walka w parterze. - Starałem się utrzymać tę tajną broń w tajemnicy - powiedział "Pudzian". - Jednak na jednym z treningów dziennikarze zauważyli, że mój trener miał owinięte kolano i zapytali go o to, co się stało. On odparł, że koń go kopnął, na co dziennikarze: "A który to koń ma taką siłę?". Wtedy wskazał na mnie.
Do ostatnich minut przed piątkową galą najlepszy strong men świata walczył z przeziębieniem. - Nie miałem zbyt wiele czasu na relaks. Lekko przeziębiłem się podczas biegania na treningu i jeszcze na rozgrzewce walczyłem z gorączką. Bałem się, że może ona przynieść opłakane skutki, ale robiłem wszystko, żeby dotrwać. Przyznam, że gdyby walka potrwała dziesięć minut mógłbym być w niemałych opałach - zdradził Pudzianowski.
Obaj rywale nie ukrywali, że nie darzą się szczególną sympatią. - Najman jest jaki jest, nie przepadamy za sobą, ale brawa dla niego za odwagę i sam fakt, że wyszedł na ring - stwierdził rozmówca Radia TokSport.
Pudzianowski podpisał kontrakt na cztery pojedynki w kategorii MMA. Jak przewiduje swoją przyszłość? - Teraz czeka mnie kilka tygodni odpoczynku, a od 4 stycznia wrócę do treningów - powiedział. - Planuję wyjazd na miesiąc do Brazylii, do Anglii, trenować będę również w Polsce, więc przyszły rok zapowiada się bardzo pracowicie. Zakładam, że dla mnie przyszłość w MMA to dziesięciopiętrowy blok. Na razie jestem na parterze, a teraz mam kolejne piętra do pokonania. Przede mną trudne zadanie, ale uważam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jeżeli się postaram i będę ostro pracował przez następne dwa lata, to myślę, że będę w stanie powalczyć z każdym. W rywalizacji strong menów osiągnąłem już wszystko - pięć razy zdobyłem mistrzostwo świata i to czy kolejny raz będę mistrzem nie ma już dla mnie żadnego znaczenia. Przede mną nikt tego nie osiągnął i mam pewność, że przez najbliższe 10-15 lat nikt tego nie powtórzy. Teraz muszę znaleźć sobie nowe wyzwania, a takim jest właśnie sukces w MMA.