Jak twierdził Lochte, został obrabowany w taksówce przez dwóch napastników, z których jeden przystawił mu pistolet do głowy. Świadkami zajścia mieli być jego koledzy z drużyny USA James Feigen. Gunnar Bentz i Jack Conger. Dwaj ostatni zostali zatrzymani na lotnisku, gdy wylatywali do Stanów Zjednoczonych. Policja ich przesłuchała i zwolniła.
Śledczy mają z tą sprawą problem. Nie znaleziono poszlak wskazujących, że do przestępstwa w ogóle doszło. Nie zgłosił się taksówkarz mający wieźć Amerykanów w trakcie zajścia ani inny świadek. Zaś rysopisy napastników nie były dokładne, a często sprzeczne.
Lochte miał być ponownie przesłuchany. Zanim jednak sędzia zdążył wydać nakaz zatrzymania jego paszportu, pływak wrócił do USA.
Po powrocie zaczął zmieniać pierwotną wersję. W rozmowie z reporterem NBC zaprzeczył jednak, by wymyślił całą historię. Podtrzymał, że on i trzej koledzy byli ofiarami i że nikt z brazylijskiej policji nie kwestionował jego prawdomówności.
Uściślił, że broń nie została przystawiona do głowy, a jedynie "skierowana" w jego stronę. Dodał, że zajście miało miejsce w pobliżu stacji benzynowej, a nie na poboczu drogi.