"Super Express": - W tym sezonie na Bayern nie było mocnych. Zarówno męska, jak i kobieca drużyna wygrała Bundesligę. Jaką wartość ma dla ciebie ten triumf?
Gina Lewandowski: - Do sukcesów mężczyzn wszyscy są przyzwyczajeni, ale kobieca drużyna Bayernu po raz ostatni była mistrzem w 1976 roku. Przed startem ligi wszyscy uważali naszą drużynę za słabeusza. Nikt się nie spodziewał, że możemy sięgnąć po tytuł. Nie przegrałyśmy w lidze żadnego meczu, wyprzedzając tak mocne zespoły, jak Wolfsburg i Frankfurt, który zwyciężył w Lidze Mistrzów.
- W Bayernie gwiazdą jest Robert Lewandowski. Koleżanki z zespołu porównują cię do niego?
- Tak, nawet wołają na mnie "Lewa". Gdy podczas treningów zagram w ataku, to dziewczyny w żartach mówią, że jestem tak samo dobra jak Polak. Snują plany, żeby kiedyś na treningu Lewandowski zagrał przeciwko Lewandowskiemu. On jako napastnik, ja jako obrońca.
- Zdarza ci się kibicować na Allianz Arena? Kto jest twoim faworytem wśród piłkarzy Bayernu?
- Oczywiście... Lewandowski, ale wysokie notowania mają także Ribery i Robben. Lubię patrzeć, jak Robert porusza się z piłką, jak strzela gole, ale nie mogę potem tego przenieść na swoją grę, bo ja występuję w obronie.
- Kibice pytają cię o powiązania z Lewandowskim?
- Często muszę tłumaczyć, że jestem Amerykanką, a on Polakiem i łączy nas tylko to, że mamy to samo nazwisko. Gdy przed trzema laty przechodziłam z Frankfurtu do Monachium, narobiłam zamieszania. Media pisały: "Lewandowski w Bayernie" i wszyscy myśleli, że chodzi o Roberta.
- Podobno starasz się o polski paszport. Będziesz grała dla Polski?
- Złożyłam dokumenty, ale na razie nic się nie ruszyło w tej sprawie.