O spokój faktycznie może być trudno, bowiem w Norwegii polscy skoczkowie ugrali w sumie tylko 48 punktów, z czego aż 40 zdobyli (razem) Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł. O weekendzie w na Lysgårdsbakken Dawid Kubacki i Kamil Stoch będą chcieli szybko zapomnieć. Obaj "zaliczyli" po jednym konkursie bez punktów. – To trudno mówić, że to był dobry początek sezonu, bo na pewno oni by chcieli więcej. Natomiast też pamiętamy, jak wyglądało to rok temu. Było jeszcze gorzej. Na pewno ani Dawida, ani Kamila takie skoki nie zadowolą. Będziemy mądrzejsi z tygodnia na tydzień, bo oni powinni nabierać pewności siebie. Wystarczy jeden lepszy weekend, żeby tak się stało. Nie powiem, że czekam ze spokojem na najbliższe konkursy. Jeżeli Rukę przejdziemy, jako cały zespół, suchą stopą, bez jakichś większych wpadek, to może właśnie u siebie na tej naszej skoczni w Wiśle uda nam się trochę zmotywować fajnymi wynikami – mówi nam Jakub Kot, ekspert TVN i Eurosportu.
Zniszczoł może odlecieć już w Ruce
Na mistrzów warto czekać. Stoch i Kubacki wielokrotnie pokazywali, że potrzebują kilku tygodni, aby się rozkręcić. W rolach liderów na razie występują Wąsek i Zniszczoł. – Nie ma jakiejś paniki, tak jak była rok temu, skoczkowie wiedzą co nie działa i wiedzą, co poprawić. Staram się patrzeć na konkursy w Ruce z optymizmem, szczególnie na Olka, bo jak w Lillehammer były warunki w plecy, to wiemy, że Olek miał problemy, by odlecieć. Natomiast jego technika pasuje do dużych obiektów, jak właśnie w Ruce – dodaje Kot.
Kibic w Polsce zawsze jest niecierpliwy. Nikt nie ma prawa być zadowolony po weekendzie w Lillehammer. Kiedy więc może nadejść progres? – Czasami szybki progres, to taki ze skoku na skok, a czasami trzeba poczekać parę weekendów. Nie mam wątpliwości, że zarówno Wąsek, jak i Zniszczoł do dziesiątki, prędzej czy później będą wchodzić. Skoki to często takie, niestety, wspinanie się po drabinie, gdzie wchodzisz szczebel po szczebelku, czyli jesteś w tej trzeciej dziesiątce, jesteś w tej drugiej dziesiątce i potem już jest łatwiej skoczyć do pierwszej dziesiątki. Kiedy chcesz zrobić cztery kroki naraz po tej drabinie, to łatwo spać na sam dół. Oni są świadomi tego co wypracowali, tego jak skaczą i to jest na plus - wyjaśnia ekspert Eurosportu.
"Eksperymentujemy"
ZOBACZ: Piotr Żyła wraca do skakania. Decyzja jest już podjęta, Thurnbichler potwierdza
Trudno przejść obok minionego weekendu w Lillehammer bez odniesienia się do tematu kombinezonów. – Jeżeli mamy "zaczipowany" (w pierwszym periodzie, czyli do TCS, można zgłosić maksymalnie 4 – przyp.) tylko jeden kombinezon, to też znaczy, że troszeczkę jeszcze badamy sprawę, eksperymentujemy. Będziemy dodali kolejne materiały, kolejne kombinezony. Jeżeli w marcu na MŚ zdobędziemy medal w drużynie, w sumie nieważne jaki, to powiemy, że tak ten sezon miał wyglądać. A jeżeli, nie daj Boże, będziemy na piątym miejscu w "drużynówce" i najlepszy z naszych będzie w okolicach 15. miejsca mistrzostwa Świata, no to powiemy, że jednak coś nie grało. Wnioski trzeba wyciągać i sprawdzać, dlaczego rywale są przed nami. Sprawdzić, co mają Pius Paschke, Jan Hoerl, czy Daniel Tschofenig, a czego my nie mamy. Trzeba być czujnym, by nie przegapić momentu, w którym ktoś nam za bardzo ucieknie – zakończył Kot.