- Ale na ten temat możemy rozmawiać... po igrzyskach w Vancouver - zastrzega się eksmistrz świata i wicemistrz olimpijski z Turynu.
- W Vancouver będzie pan zapewne najstarszym polskim olimpijczykiem...
Tomasz Sikora (36 l.): - ale tylko wiekiem najstarszym, bo duchem będę jednym z młodszych.
- Skąd to znakomite samopoczucie?
- Przede wszystkim stąd, że dopiero od czterech lat odczuwam przyjemność uprawiania biatlonu. Przedtem zawsze były problemy ze sprzętem, organizacją treningu. A teraz o cokolwiek poproszę związek, nawet o najmniejszy drobiazg, słyszę, że nie ma problemu. Aż żal kończyć karierę!
- A kończy ją pan?
- Sam nie wiem. Już złożyłem tyle deklaracji na ten temat, że więcej nie będzie. Aż do dnia, gdy obudzę się i powiem "dość".
- Ale zanim przyjdzie taki dzień, pokazuje pan, że Sikora jest jak wino... Im starszy, tym lepszy.
- Mam nadzieję, że rzeczywiście tak będzie. W tym roku niemal cały czas ćwiczyłem razem z trenerem Romanem Bondarukiem. Rok temu więcej trenowałem samotnie i mogło to być powodem zbyt wielu "pudeł" na strzelnicy. Solidnie pracowałem, sprawdziany miałem lepsze niż w poprzednich latach. To nastraja optymistycznie.
- Wyjeżdża pan teraz z kadrą biatlonistów do Muonio w Finlandii...
- To malutka miejscowość w środku lasu. Nikt mi tu nie będzie przeszkadzał ani przypominał o igrzyskach - kończy ze śmiechem Sikora.