Soczi 2014, reportaż. Wpadki organizacyjne są, ale za to jakie widoki

2014-02-07 9:50

To bajecznie położone w górach miejsce, w którym aż chce się mieszkać. Szkoda, że organizatorzy robili sporo rzeczy na ostatnią chwilę i w lśniącej nowością górskiej wiosce olimpijskiej w Rosa Chutor, 60 km od Soczi, troszkę jeszcze pachnie prowizorką.

Swój pokój w wiosce pokazał "SE" saneczkarz Karol Mikrut (22 l.), który na początku pobytu był rozczarowany warunkami.

- Nie było poduszek, narzekaliśmy na brak prywatności, dopiero dzisiaj dostaliśmy wieszaki - opowiada nasz zawodnik. - Przyjechaliśmy w nocy. Lekki dramat. Brudno na zewnątrz, dopiero wykańczano ulicę, pełno kurzu. Stare kamazy smrodziły, nie dało się odpocząć. Ale jak następnego dnia się obudziłem i zobaczyłem widoki, wszystko im przebaczyłem.

Przeczytaj: Soczi 2014. Skoki narciarskie. Maciej Kot błysnął na treningach

W mieszkaniu Mikruta jest dość ciasno. - Mamy na dwóch cztery na trzy metry, za półkę robi parapet. I są różne wynalazki. Bawiłem się trochę w budowlankę i nigdy nie widziałem, żeby kabinę prysznicową montowano blacho- wkrętami do płytek - dziwuje się.

Trener skoczków Łukasz Kruczek (39 l.), którego spotkaliśmy na spacerze w wiosce, imponuje spokojem. - Zapewniam, że zawodnicy nie czują presji, są wyluzowani, uśmiechnięci - podkreślał.

Kiedy natknęliśmy się na Piotra Żyłę (27 l.) i Macieja Kota (23 l.), akurat zjedli obiad w stołówce i wybierali się na małe zakupy w sklepie z pamiątkami. Jedną już dostali - wielkie czapy w kształcie serca z angielskim napisem "Olimpijczyk".

- Nie ma sensu się stresować, bo to tylko przeszkadza - mówi Kot. - Zwykłe zawody, jak każde inne - śmieje się, jak zwykle rozluźniony Żyła, który chciał kupić prezent żonie. - Nic nie zamawiała, kupi się, co będzie - zapowiedział.

Najnowsze