Problem dziwnej natury dotyczy Jana Ziobry. Na igrzyskach zabronione jest eksponowanie jakiekolwiek napisu poza nazwą firmy produkującej sprzęt. Oznaczało to w przypadku Ziobry, że znak Sport2000 musiał wylecieć z nart. To bowiem producent desek, ale i sieć sklepów. Ale to dopiero pierwsza trudność.
Przeczytaj: SOCZI 2014. Stoch pokazał piękny kask
Główny problem Janka dotyczy słynnego już napisanego flamastrem na desce hasła „Luz w d...”, które zrobiło furorę kilka tygodni temu. Nie wiadomo, czy nasz skoczek nie będzie musiał go zetrzeć.
- Ktoś z zagranicznych oficjeli pytał co to jest, delikatnie wytłumaczyłem, że „Take a relax” (w wolnym tłumaczeniu: wrzuć na luz) - śmieje się Ziobro. - W piątek mam poznać decyzję czy będę mógł zostawić „Luz...”. Mam nadzieję, że dostanę pozytywną odpowiedź. Stwierdziłem, że napis jest mi bardzo potrzebny i muszę go mieć. Jak nie będę go miał, to zrobię jakiś skrót albo zapiszę go głęboko w głowie.
Najmniej podbudowany po trzech próbach treningowych o dziwo był najlepszy z naszych reprezentantów, Kamil Stoch. - Mam jakiś problem z tą skocznią, czuję dyskomfort związany z odbiciem, nie potrafię sę wstrzelić w próg – tłumaczył lider Pucharu Świata i jeden z głównych faworytów do złota olimpijskiego w Soczi. - Nie wiem czym to jest spowodowane, ale dojdziemy do tego z trenerem. Nie jest to dla mnie powód do niepokoju. To są minimalne błędy, ale na małej skoczni takie pomyłki kosztują więcej – dodał Kamil.
Marek Żochowski, Soczi