Problem pojawia się głównie we wczesnych godzinach tutejszego czasu. Jeśli wstaje się o ósmej w Soczi, to tak naprawdę w Europie jest dopiero piąta rano. Wie coś o tym słynny austriacki skoczek Gregor Schlierenzauer (23 l.). Na jednej z konferencji prasowych w Soczi zrobił się na twarzy biały jak papier i o mało nie zemdlał. Potem tłumaczył, że nie bardzo przestawił się na czas rosyjski, a wyrwany jeszcze dodatkowo do kontroli antydopingowej bladym świtem poczuł się potwornie wyczerpany.
Przeczytaj koniecznie: Danijel Klarić zawodnikiem Wisły Kraków
Stoch nie miał tych problemów. - Ja miałem tu pierwszą kontrolę antydopingową zaraz po przyjeździe do wioski. Zeszło mi do wpół do drugiej rosyjskiego czasu. Na kontrolę są narażeni bardziej ci, którzy nie mieszkają w wiosce, tak jak Austriacy - komentuje lider reprezentacji Polski Kamil Stoch (27 l.), który dopiero po triumfie olimpijskim musiał przejść kolejną procedurę antydopingową.
- Robimy wszystko, żeby ta różnica czasu nam nie doskwierała. Żyjemy tutaj według czasu europejskiego, czyli chodzimy spać o drugiej w nocy (w Polsce godz. 23 - red.), wstajemy około 11-12 rano (8-9). Skoro świt, można powiedzieć - śmieje się Kamil. - Nie chcemy się przestawiać, skoro zawody są tutaj tak późno. Trzeba trzymać energię, żeby potem nie być śpiącym.
Stoch musiał lekko zmienić przyzwyczajenia, gdy wygrał w niedzielę. Do wioski wrócił dopiero przed trzecią w nocy.
Trener Łukasz Kruczek (39 l.) nie widzi problemu w późnej godzinie rozgrywania zawodów skoczków.
- Pora konkursów jest dobra. Chociaż w Soczi jest 21.30, to przecież w Polsce mamy dopiero 18.30. Patrząc, jak chłopcy zachowują się, jeśli chodzi o sen i aklimatyzację, wydaje się, że ta sytuacja nie stwarza nam kłopotów.