Zieliński udźwignął złoto

i

Autor: archiwum se.pl

Szokująca deklaracja Adriana Zielińskiego: Nie wykluczam zmiany obywatelstwa - WYWIAD

2012-08-04 23:16

- Zobaczymy czy działacze staną teraz na wysokości zadania. Na razie sprawiają wrażenie, jakby sukcesy polskich ciężarowców były dla nich największym problemem. Jeśli sytuacja się nie zmieni, to być może pomyślę o zmianie paszportu. Propozycji z innych federacji nie brakuje - mówi Adrian Zieliński (23 l.), złoty medalista w podnoszeniu ciężarów (kat. do 85 kg), który przed igrzyskami poszedł na wojnę z władzami PZPC, wyjeżdżając wbrew im woli na zgrupowanie do Osetii.

- Jak to było z tym konfliktem z władzami związku?

- Po prostu kolega z kadry Arsen Kasabijew (pochodzący z Osetii naturalizowany reprezentant Polski, red.) zaprosił mnie do swojego domu. Mieliśmy tam trenować. Władze związku najpierw wyraziły zgodę, ale potem nagle zadzwonili do mnie, że nie mogę jechać. Napisałem więc zawiadomienie, że wyjeżdżam na własny koszt. Trenowaliśmy wysoko w górach, gdzie ja świetnie się czuję. Organizacja była świetna, wszystko załatwione na tip top.

- Prezes związku Zygmunt Wasiela mówi, że tej samowolki ci nie wybaczy...

- On nie musi mi nic wybaczać. Jestem osobą dorosłą, odpowiedzialną i wiem, czego chcę od życia. Wyjeżdżając do Osetii, wiedziałem, że muszę postawić na swoim. Skoro działacze się na ten wyjazd nie zgodzili, wyjechałem za swoje pieniądze, również po to, żeby pokazać im, że nie będę tańczył tak jak mi zagrają. Zawiodłem się na związku. Trudno. Chyba zdobywając złoto, pokazałem, że gra jest warta świeczki. Teraz nade mną wisi komisja dyscyplinarna. Ciekawe czy ukarzą mnie za to, że zostałem mistrzem olimpijskim. Może w taki sposób nagradzają swoich zawodników.

- Jak władze związku argumentowały cofnięcie zgody na wyjazd?

- Nie, bo nie.

- Podobno inne federacje namawiają cię na zmianę obywatelstwa i reprezentowanie ich krajów.

- Cały czas pojawiają się różne propozycje, nawet teraz po igrzyskach. A jak będzie? Zobaczymy.

- Jak to rozumieć?

- Zobaczymy czy związek stanie na wysokości zadania. Na razie sprawia wrażenie, jakby te sukcesy polskich ciężarowców były dla nich największym problemem. W Londynie startowałem nie dla pieniędzy, ale dla spełnienia swoich marzeń. A teraz? Mam 23 lata, trzeba powoli zacząć zarabiać i myśleć o przyszłości. W polskim sporcie jest coraz gorzej.

- Czyli rozważa pan zmianę obywatelstwa?

- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Wolałbym startować dla Polski.

- Mieszkasz w maleńkiej wsi Mrocza. Szykuje już się tam ulica Zielińskiego, albo jakiś pomnik?

- Bez przesady! Przecież jeszcze żyję, może pośmiertnie. Choć pewnie huczne przywitanie będzie jak po moich poprzednich sukcesach. Znajomi już się odzywają i zapraszają na świętowanie. Mam nadzieję, że starczy mi zdrowia (śmiech).

- Pewnie początki kariery w tak małej miejscowości nie były łatwe...

- Było ciężko, ale ja uważam, że im trudniejsze warunki, tym lepsze wyniki. Warto hartować nie tylko ciało, ale również umysł. Może gdybym miał wtedy świetne warunki, to nie byłbym teraz mistrzem olimpijskim.

- W czasie konkursu imponowałeś spokojem i pewnością siebie.

- Wiedziałem, że bardzo ciężko przepracowałem ostanie pół roku, poświęcając wszystko. W okresie przygotowawczym, gdy robiłem największą siłę, przerzucałem ok. 25 ton dziennie. Nabawiłem się w tym czasie kilku urazów, mięśnie zostały przepompowane. Do tego zaczął mi się zbierać płyn w kolanie. Trzeba było ją ściągać. Rozmawiałem z tym kolanem, mówiłem mu: "albo wytrzymasz, albo nie". Wytrzymało. Na szczęście teraz mam trochę czasu, żeby to wszystko wyleczyć.

- Złoto wygrałeś dzięki mniejszej wadze ciała po okresie ostrej diety. O jakim posiłku teraz marzysz?

- Już po wygranym konkursie poleciałem w nocy do McDonalda. Bardzo mi smakowało. A co do tej mniejszej wagi, to zdradzę, że tuż przed ważeniem poszedłem jeszcze do łazienki i gdybym tego nie zrobił, to pewnie nie byłoby tego złota. Pozbyłem się kilku kropli i Rosjanin okazał się trochę cięższy. To były złote krople (śmiech).

- Sztanga to dla ciebie tylko kupa żelastwa?

- Nie, jest moją przyjaciółką i trzeba ją szanować. My, ciężarowcy mówimy, że sztanga nie lubi frajerów.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze