Bielecki: Teraz chcemy złota

2009-02-04 7:00

Po sukcesie w mistrzostwach świata polski bombardier Karol Bielecki (27 L.) ma już plan na następne

"Super Express": - To prawda, że Karol Bielecki gra lepiej bez włosów na głowie?

Karol Bielecki (27 l.): - Całe to golenie wyszło spontanicznie. Po prostu nudziło się nam w pokoju hotelowym z Mariuszem Jurasikiem i z tych nudów wpadliśmy na taki pomysł. Najpierw on zgolił włosy, a potem ja. Zbieg okoliczności, bo ogolona głowa miała mało wspólnego z brązowym medalem. Jak ludzie chcą, niech dopisują do tego swoją historię, mnie to nie przeszkadza.

- A przeszkadzała opinia, że przed ostatnim meczem nie grał pan w tych mistrzostwach na 100 procent możliwości?

- Moim zdaniem cały turniej grałem normalnie. Nie zdobywałem wielu goli, ale to jest zespół i w kolejnych spotkaniach głównym strzelcem może być kto inny. Ja nie muszę w każdym meczu rzucać dziesięciu bramek i codziennie potwierdzać swojej wartości. Gdy się gra w kadrze już parę lat, to by wnieść coś do zespołu, nie trzeba być wyłącznie superstrzelcem.

- Co pomyśleliście, gdy drugą rundę mistrzostw zaczęliście z zerowym bilansem?

- Uwierzyliśmy, że to nie koniec. Rywale byli w naszym zasięgu, do tego potrafiliśmy się maksymalnie skoncentrować i osiągnęliśmy cel.

- Takie mecze o wszystko rozgrywa się przede wszystkim w głowach?

- Nasz zespół umie się podnosić, kiedy jest trudno i gdy wie, że musi wygrać. Mamy tak dopasowane charaktery, że tworzymy świetną grupę. Jeśli nawet są czasem jakieś nieporozumienia, to szybko kończą się uśmiechem, żartem. Nic nas nie dzieli, jesteśmy razem. Nie odczuwam, by coś mogło nam zaszkodzić. Lubimy się, choć jak w każdej grupie są większe lub mniejsze przyjaźnie.

- Trener nie musi czasem uspokajać waszych temperamentów?

- Kiedy spotykamy się całym zespołem i o czymś dyskutujemy, każdy ma takie samo prawo głosu. Bogdan jest od tego, żeby wyciągnąć wnioski, a czasem przytemperować, jak któryś ma za dużo do powiedzenia.

- Mówicie do trenera po imieniu, ale to nie jest oznaka braku poważania.

- To facet, który osiągnął bardzo wiele jako zawodnik i jako szkoleniowiec. Za to bardzo go szanujemy. A poza tym bezwzględnie mu ufamy, bo to, co robi, jest dla nas dobre. Gdy prowadził mnie w Magdeburgu, miałem w karierze bardzo dobry okres, dużo wniósł do mojej gry. W tym czasie zdobyliśmy srebro mistrzostw świata. Przyznam, że nawet tęsknię do tego, by znowu pracować z Bogdanem w klubie.

- Musiałby pan wrócić do Kielc...

- Polska liga nie jest na tyle mocna, by pozwoliła odnosić międzynarodowe sukcesy. Gdyby wszyscy kadrowicze grali tutaj, nie byłoby osiągnięć reprezentacji.

- Macie srebro i brąz mistrzostw świata, przydałoby się złoto. Może za dwa lata w Szwecji?

- Byłoby wspaniale. Tylko tego nam brakuje i o to powalczymy. Wciąż jesteśmy w światowym czubie i to też ważne. Mamy głód gry i kupę grania przed sobą. Niczego nie obiecam, ale wiem, że złoto jest realne.

Najnowsze