O wyjaśnienie fenomenu wspaniałej formy polskich zawodników poprosiliśmy Łukasza Kruczka (35 l.), który pod swoją opieką ma Kamila Stocha, Dawida Kubackiego i innych kadrowiczów, z wyjątkiem Małysza.
"Super Express": - Dolewa pan czegoś chłopakom do zupy, by lżej im się latało?
- Fajnie by było, by taki specyfik istniał (śmiech).
- Więc może to cud?
- Dyspozycja zawodnika zależy od wykonanej pracy, a nie od cudów. Spodziewaliśmy się w sztabie szkoleniowym takich wyników po pierwszych występach, jeszcze w Pucharze Kontynentalnym, na początku lipca (Kamil Stoch wygrał wtedy 4 razy w 5 startach - red.).
- Czy pana podopieczni nie skaczą przypadkiem ponad miarę?
- O ile wiem, to ponad miarę skakać się nie da. Oni po prostu skaczą swoje. Jakoś "zatrybiły" wszystkie elementy w przygotowaniach. I nie ma w tym chyba przypadku, bo udanych występów jest już cała seria. Zdajemy sobie jednak sprawę, że konkurenci skaczą teraz słabo.
- Nie zgubicie tej formy przed zimą?
- Wszyscy skoczkowie podchodzą do tych sukcesów chłodno, nie upajają się nimi. A celem zawodników trenujących latem jest sezon zimowy.
- Dlaczego Polacy doszli do formy akurat teraz?
- Tak do końca to... sam nie wiem. Mogę tylko się domyślać, że wynika to na przykład z pewnych zmian w treningu: inna rozgrzewka, wiele ćwiczeń na mięśnie brzucha i grzbietu stabilizujących sylwetkę, większa liczba udanych skoków treningowych. Udała się zmiana wiązań w stylu Simona Ammanna. Owoce wydać wreszcie musiała też wieloletnia współpraca z psychologiem i zdobywane doświadczenie. Doszła wiara w siebie po pierwszych udanych startach.
- Małysz może teraz stracić pozycję numer 1 w polskich skokach?
- Daleki byłbym od takiej opinii. Ma takie doświadczenie i potencjał, że raczej pozostanie najlepszy.