Petra Majdić: FIS traktuje nas jak ciała do wynajęcia (WYWIAD)

2010-03-24 15:34

Od igrzysk olimpijskich w Vancouver podziwia ją cały świat. Słowenka Petra Majdić (31 l.) przeszła do historii po tym, jak biegnąc z pięcioma złamanymi żebrami (!), sięgnęła po brązowy medal w biegu sprinterskim. Tylko SE.pl Majdić opowiada o najtrudniejszym biegu w swoim życiu, najcenniejszym medalu, szacunku dla Justyny Kowalczyk i nietolerancji dla dopingu.

Super Express: - Jak to było możliwe, że ze złamanymi żebrami i uszkodzoną opłucną zdobyłaś brązowy medal?

Przeczytaj koniecznie: Justyna Kowalczyk zarobi nawet ponad 3 miliony

Petra Majdić: - To był cud. Przecież ja po tym nieszczęsnym wypadku ledwie mogłam się ruszać, nie wierzyłam w medal. Kowalczyk i Bjoergen były poza moim zasięgiem. Gdzieś tylko tliła się nadzieja, że z innymi powalczę, ale chyba sama w to nie wierzyłam. Dopiero pod koniec biegu dotarło do mnie, że jednak mogę.

- Twój wypadek spowodował awanturę. Organizatorzy twierdzą, że to był  twój błąd.

Patrz też: Tour de Ski będzie w Jakuszycach!

- Oskarżanie mnie o błąd to szaleństwo. Sprawę zawalili organizatorzy  i ja tak tego nie zostawię. Złożyliśmy protest, będzie dalszy ciąg. Mam dość takiego traktowania sportowców. FIS w ogóle się z nami nie liczy. Jesteśmy traktowani jak współcześni gladiatorzy, jak ciała do wynajęcia. A jak coś się stanie, to wszyscy umywają ręce. FIS lubi podkreślać, że jesteśmy wielką rodziną. To ja się pytam, gdzie była ta rodzina, gdy leżałam obolała w szpitalu w Vancouver? Poza jednym działaczem, żaden z szefów FIS nie zainteresował się moim losem.

Przeczytaj koniecznie: Wylicytował narty Justyny Kowalczyk i nie chce zapłacić

- Stając na starcie, chyba nie wiedziałaś, że twoje obrażenia z treningu są aż tak poważne…

- Nie. Przeszłam tylko powierzchowne badania w mobilnym ambulansie. Coś nie tak było z żebrami, ale nie wiedzieliśmy, że sprawa jest tak poważna. A ja się zawzięłam i postanowiłam biec. Nigdy wcześniej nie byłam tak dobrze przygotowana jak do tych igrzysk. Liczyłam na trzy medale, ale w takich okolicznościach ten jeden brązowy i tak jest dla mnie najcenniejszy. Po upadku wszystko bolało mnie jak diabli, ale poza środkami przeciwbólowymi nie mogłam brać nic innego, bo grozili mi, że wpadnę na kontroli antydopingowej. Na trasie ból był nie do wyobrażenia, dosłownie słyszałam te pogruchotane żebra. Parę razy pomyślałam, że już nie dam rady, ale zaraz przychodziła jednak myśl, żeby walczyć do końca.

Czytaj dalej >>>


- Gdzie jest teraz ten najcenniejszy z twoich medali?

- Niedaleko mnie, w moim pokoju. Nawet teraz, gdy rozmawiam z wami telefonicznie, patrzę na niego. Od momentu jego zdobycia rzadko się z nim rozstaję, bo to dla mnie symbol. To było wydarzenie, które zainspirowało całą Słowenię. Że jednak warto walczyć do końca. Po biegu trafiłam do szpitala, przez trzy dni podawano mi morfinę, nie bardzo wiedziałam, co się dzieje wokół mnie. Ale świadoma czy nie, medal zawsze trzymałam blisko siebie. To moja największa życiowa wygrana.

- W trakcie igrzysk Justyna Kowalczyk wywołała "astmatyczną wojnę"...

- Uważam, że Justyna dobrze zrobiła, ale… mogła wybrać lepszy moment. Powiedziała to po porażce z  Bjoergen, więc ludzie pomyśleli, że szuka usprawiedliwień. Byłoby rozsądniej powiedzieć to po ostatnim biegu, gdy pokonała  Bjoergen. Ale dyskusja jest potrzebna. Uważam, że powinna być jedna klinika, która te wszystkie astmatyczki by badała. Nie wiem, co bierze Bjoergen, jak jej to pomaga, ale wszyscy powinni być pod kontrolą tych samych lekarzy. Podobno jeden z byłych dyrektorów FIS powiedział, że astmatyczki powinny startować, ale na paraolimpiadzie. Jak widać, różnie się o tym mówi.

- Po igrzyskach okazało się, że Polka Kornelia Marek brała EPO…

- Jestem tym negatywnie zaskoczona. Moje zdanie co do dopingu jest takie: dożywotnia dyskwalifikacja. Nie wierzę w dwuletnie zawieszenie i szansę powrotu. Złapani powinni też być zmuszani do oddania pieniędzy, które zdążyli zarobić w tym sporcie. Bo zarabiali je, oszukując innych.

- Wiadomo, że lubicie się z Justyną. Co by pani wzięła od niej dla siebie?

- Justyna najbardziej imponuje mi tym, że nigdy nie odpuszcza, zawsze przesuwa granicę swoich możliwości. Gdyby wszystkie zawodniczki były tak zawzięte jak Kowalczyk, to ktoś by chyba w końcu umarł na trasie. Biegniesz obok niej, słyszysz jak sapie, charczy, wręcz rzęzi i jesteś pewna, że ona za pięć metrów musi się przewrócić. Tymczasem ona tak biegnie kolejnych pięć kilometrów i z reguły wygrywa. To niesamowite!

Słowenia, 30 l., 176 cm, 66 kg

1 medal olimpijski (brąz)

1 medal MŚ 2007 (srebro)

Puchar Świata w sprincie 2009

Najnowsze