Trzeba ją pokonać z trzech powodów. Po pierwsze - by pozbyć się kompleksu. Przez dobrych osiem lat "canarinhos" wpędzali w uraz na swoim punkcie cały siatkarski świat.Można było grać i wygrywać, ale na końcu zawsze zjawiał się brazylijski walec i wyrównywał wszystko co miał na drodze. Jak na MŚ w Japonii.
Szansa na przełamanie niewiary w możliwość pokonania zespołu Bernarda Rezende jest niepowtarzalna. Włoscy dziennikarze twierdzą, że pierwszym osłabienie jest dla Brazylii stan zdrowia Giby, który w Pekinie bardziej walczy z bólem, niż z przeciwnikami. Stara kontuzja odezwała sie w najmniej korzystnym momencie. Ale to i tak nic w porównaniu z katastrofą, jaka jest dla tego zespołu nieobecność Ricardo. Bez najlepszego rozgrywającego świata "canarinhos" stracili 30% swojej wartości.
Drugi powód - to zachowanie ciągu. Sportowcy wiedzą, że nieprzerwane serie zwycięstw pozwalają w psychice, ale też w organizmach zawodników wyzwalać dodatkowe rezerwy, Każda porażka, nawet z pozoru "nieszkodliwa", potrafi to zepsuć.
Trzeci powód - to ustawienie w ćwierćfinale. Niemal napewno nie trafimy w nim na zespół USA z którym ostatnio mieliśmy niekorzystne rachunki. Miejsce drugie w grupie postawi naprzeciw biało-czerwonych Włochów lub Bułgarów. Bułgarzy byliby rywalami nieco korzystniejszymi. Najlepiej byłoby wygrać grupę i mieć po drugiej stronie siatki Chińczyków. Nasi ogrywają ich od paru lat pewnie i często, to rywale dokładnie rozpoznani.
Więc niech się hodowcy nie gorszą - "Kanarki" trzeba oskubać!