Walka w lidze trwa do końca! Red Bulls: dwa razy po 2:1

2015-10-09 23:23

Im bliżej końca sezonu zasadniczego w MLS coraz mniej niewiadomych. Cztery z dwunastu miejsc w playoffs jest już zarezerwowane, a najbliżej patery Supporters' Shield są Red Bulls Nowy Jork. Wiadomo także, że do fazy pucharowej na pewno nie awansują trzy zespoły. Oznacza to, że trzynaście ekip wciąż ma o co walczyć do samego końca.


Dwa zwycięstwa w identycznym stosunku 2:1 w przeciągu zaledwie kilku dni odnieśli piłkarze Red Bulls Nowy Jork. Najpierw w sobotę chłopcy zawieszonego za czerwoną kartkę Jesse Marscha (na ławce nowojorczyków tego dnia rządził asystent Dennis Hamlett) pokonali na własnym obiekcie Columbus Crew po meczu, w którym wynik został ustalony już w 21.min. W 9.min prowadzenie objęli goście po szczęśliwym uderzeniu Justina Merama. W odpowiedzi do siatki Steve'a Clarka trafił Lloyd Sam, któremu asystował Sasha Kljestan (12. asysta w sezonie). W 21.min Conor Lade przeciął zbyt krótkie wybicie Clarka i dośrodkował wprost na głowę Bradley Wright-Phillipsa, który nie zmarnował szansy. Wynik 2:1 utrzymał się do końca co ucieszyło nie tylko kibiców, ale i... Mike'a Petke, którego przed pierwszym gwizdkiem klub uhonorował jako jednego z 20. najlepszych piłkarzy w 20-letniej historii klubu.

W minioną środę na Red Bull Arena przyjechał inny zespół ze Wschodu - Montreal Impact. W 15.min były gracz Byków Ambroise Oyongo wybił zmierzającą do siatki piłkę ręką za co sędzia wyrzucił go z boiska i podyktował rzut karny pewnie wykorzystany przez Kljestana. 10.min później Ted Unkel znów wskazał na wapno po tym jak w polu karnym faulowany był Sam. Tym razem jednak Evan Bush wyczuł intencje Kljestana i odbił piłkę w pole. Grający w przewadze jednego zawodnika Red Bulls mieli jednak przygniatającą przewagę, którą udokumentowali ładną bramką Sama w 39.min. W odpowiedzi Luis Robles musiał wznieść się na wyżyny broniąc strzał Didiera Drogby w sytuacji sam-na-sam. Piłkarz Wybrzeża Kości Słoniowej zdobył jednak swojego gola w drugiej części meczu wykorzystując kolejny rzut karny w 68.min. Red Bulls mieli kilka szans na podwyższenie rezultatu ale strzały Shauna i Bradley Wright-Phillipsów trafiły w słupek. W doliczonym czasie gry dogodnej sytuacji do strzelenia wyrównującego gola nie wykorzystał Dominic Oduro i ostatecznie Red Bulls wygrali drugi mecz bez Mateusza Miazgi (walczy z kadrą olimpijską o przepustki do Rio 2016) i umocnili się na prowadzeniu w tabeli Wschodu i klasyfikacji Supporters Shield.

Komu playoffs, komu?

Montreal, który zajmuje szóstą lokatę (ostatnią, która premiuje awansem do playoffs) przegrał dwa spotkania pod rząd, z czego dużo ważniejsze było sobotnie starcie w Orlando. Spotkały się w nim bowiem dwie drużyny sąsiadujące ze sobą w tabeli i w przypadku zwycięstwa gości ich awans do playoffs byłby na wyciągnięcie ręki. Bramki Cyle Larina (15. w sezonie) i Seba Hinesa sprawiły jednak, że Lwy, które wygrały cztery kolejne mecze, tacą do Impactu już tylko jedno oczko.

Matematyczne szanse na playoffs zachowali jeszcze piłkarze innego beniaminka NYC FC, którzy ulegli w sobotę w Waszyngtonie DC United 1:2. Bramkę dla The Club już w 1.min zdobył Frank Lampard, ale dwa gole Czarnych Koszul w drugiej połowie (Fabian Espindola w 73.min i Alvaro Saborio w doliczonym czasie gry) sprawiły, że awans gospodarzy do fazy pucharowej stał się faktem. NYC FC, aby podążyć tą samą drogą, muszą wygrać dwa ostatnie mecze i liczyć na potknięcia Impactu i Orlando.

Trzecią oprócz Colorado Rapids i Chicago Fire drużyną, która pożegnała się z marzeniami o MLS Cup stała się Philadelphia Union. Piłkarze z Miasta Braterskiej Miłości ulegli w Toronto FC 1:3, a jednego z goli dla gospodarzy zdobył Sebastian Giovinco (21. bramka w sezonie). Union przeżywają ciężki okres, bo w środę - mimo atutu własnego boiska - przegrali finał Pucharu USA ze Sportingiem Kansas City po rzutach karnych. W rezultacie dzień później z posadą pożegnał się CEO i współzałożyciel Union Nick Sakiewicz.

Zachód: kapitalne gole i świetny mecz w Seattle

Na Zachodzie wiadome są trzy rzeczy: LA Galaxy i FC Dallas są już w playoffs, co z kolei na pewno nie uda się osiągnąć Colorado Rapids. Dallas uzyskali awans po świetnych, choć nieco zbyt jednostronnych derbach Teksasu, w których ograli Houston Dynamo aż 4:1. Dwa gole dla gospodarzy zdobył 24-letni Urugwajczyk David Texeira. Rapids pogrzebali szanse przegrywając u siebie z Realem Salt Lake, dla którego kapitalne bramki strzelali Joao Plata (okienko z rzutu wolnego) i Luke Mulholland (rogal z kilkudziesięciu metrów). Równie pięknym golem popisał się Krisztian Nemeth ze Sportingu, którego rajd zakończony celnym strzałem do siatki w 83.min dał ekipie z Kansas City cenne wyjazdowe zwycięstwo nad Portland Timbers.

W ostatnich dwóch meczach na Zachodzie padły wyniki 1:1. Na Avaya Stadium San Jose nie dali Vancouver Whitecaps mimo iż 16. gola w sezonie i 109. w karierze zdobył Chris Wondolowski. W Seattle 56 tys. widzów oglądało fantastyczny pojedynek Sounders z LA Galaxy. W 36.min po koszmarnym błędzie Brada Evansa do siatki Stefana Freia trafił Robbie Keane. Gospodarze grali do końca i w doliczonym czasie gry w zamieszaniu podbramkowym piłkę do siatki wepchnął Chad Barrett.

W najbliższy weekend Dzień Kolumba, dlatego też niemal wszyscy piłkarze mają przymusową przerwę. Grają tylko Colorado i Montreal i ciekawe czy gościom uda się przerwać passę dwóch wyjazdowych porażek. Oprócz tego ligowego rodzynka kibice piłki nożnej w USA pasjonować się będą futbolem w wydaniu reprezentacyjnym, bo w sobotę odbędzie się arcyważny mecz pomiędzy USA i Meksykiem o prawo do uczestnictwa w Pucharze Konfederacji w 2017. Mogący pomieścić 90 tys. widzów Rose Bowl w Pasadenie już od dawna jest wysprzedany. Starcie odwiecznych rywali rozpocznie się o 21:00 czasu nowojorskiego, a kilka godzin wcześniej w półfinałowej potyczce o Rio zagra Mateusz Miazga i kadra USA U23 z Hondurasem.

Tekst Tomek Moczerniuk

Najnowsze