Mariusz Rumak

i

Autor: CYFRASPORT Mariusz Rumak

Wegetacja Lecha przyczyną kompromitacji. Rumak trenerem stratosferycznym

2013-08-10 20:41

Jest idealnym dowodem na to, że co prawda droga od zera do bohatera jest krótka, ale powrót do rynsztoku trwa jeszcze szybciej. Zarazem przykładem, że sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. Mariusz Rumak niewątpliwie zbłaźnił się w starciach z Żalgirisem Wilno, ale przecież nie on jest winien wtórnego analfabetyzmu zaprezentowanego przez piłkarzy i chaosu panującego na szczytach władzy drużyny ze stolicy Wielkopolski. 'Kolejorz' potrzebuje rewolucji, ale czy komukolwiek w Poznaniu zależy jeszcze na wynikach?

Mariusz Rumak miał poprowadzić Lecha Poznań do Europy. Skończyło się króciutkich wczasach za granicą. Nawet polskie biura podróży oferują dłuższe wojaże zagraniczne, aniżeli te, które stały się udziałem 'Kolejorza'. Zamiast wspaniałych triumfów, dostaliśmy tradycyjną błazenadę. Rok temu poznaniacy kompromitację z AIK Solna tłumaczyli faktem, że Szwedzi nie dali im się wyspać, więc w tym roku przezorni Lechici ewentualne przyczyny porażki znaleźli już przed rozpoczęciem rywalizacji. Powodem miał być brak odpowiedniego obuwia. Kosmos, nawet za czasów głębokiej 'Komuny' nikomu nie przyszło na myśl publicznie złorzeczyć na sprzęt, a przecież w 1982, na Mundialu w Hiszpanii, Adidas - wyrażając dezaprobotę wobec wprowadzenego w Polsce stanu wojennego - dostarczył nam stroje, które w hiszpańskim klimacie zamieniały się w kilka minut w mokre szmaty.

Szkoleniowcowi Lecha zarzucić można wiele. W szesnaście miesięcy pracy nie udało mu się wypracować stylu gry drużyny. Poznaniacy grają nijako. Bazują na indywidualnych umiejętnościach i betonowej obronie. Wygrywają, bo przeciwnicy są jeszcze bardziej beznadziejni i bramki często ładują sobie sami. Rumak przy tym wszystkim popisuje się absolutnie irracjonalną selekcją. Promowanie Kotorowskiego kosztem Burica wytłumaczyć można chyba tylko tym, że Bośniaka dopadł reumatyzm, albo odpadły mu obie ręce. Ufanie chaotycznemu Arboledzie to jawny sabotaż, ale jak wówczas nazwiemy desygnowanie do gry Szymona Drewniaka?
Młody Lechita argumentów nie ma bowiem żadnych. Dryblować nie potrafi, ustawia się losowo, raz tu, raz tam, długich podań nie stosuje wcale, a strzela tak, jakby chciał coś upamiętnić. Wraz z Trałką specjalizują się w Poznaniu w salwach honorowych, powodując popłoch na trybunach. To nie jest przypadek, że do tej pory najgłośniej o młodym piłkarzu zrobiło się, gdy we wronieckich akademikach postanowił nagrać swój występ artystyczny, przypominający tani erotyk. Problem w tym, że Rumak zamiast Drewniaka wielkiego pola manewru nie ma.
Zarząd poznańskiej drużyny na transfery jest bowiem uczulony. Z zapowiadanych wzmocnień od lat nie wychodzi nic konkretnego, a kolejnym trenerom - mimo potężnych osłabień zespołu - wciąż stawiane są równie ambitne cele. Właściciel 'Kolejorza', Jacek Rutkowski, opowiadał ostatnio słodko, że Lech w ostatnich latach zainwestował wszystkie pieniądze, które zarobił. Prawdy w tym niewiele. W ostatnich czterech okienkach transferowych poznaniacy zarobili na czysto około 9 mln euro. A nie wliczaliśmy w to transferu Murawskiego do Rubina Kazań czy Rengifo do Omonii Nikozja. Lech jest dowodem na to, że nawet w polskich warunach na futbolu da się zarobić. Tylko, że rywalizacja z Legią na podobnych zasadach jest niemożliwa i kibice zachwyceni podobnym obrotem sprawy być nie mogą.
Lech działa jak przedsiębiorstwo. Zakup zawodnika musi się w dłuższej perspektywie opłacać. Nieważne są potrzeby trenera w momencie, gdy zarząd analizuje kolejne tabelki z przychodami. W Poznaniu sytuacja jest o tyle absurdalna, że pracownicy 'Kolejorza' w jednym zdaniu mogą oznajmić, że trudności zespołu polegają na nazbyt defensywnym nastawieniu rywali poznaniaków, a w drugim, że profil drużyny zakłada grę z kontrataku. Pomysł rodem z tworzenia upraw pszenicy na Syberii: 'jest zimno, nic nie rośnie, ale stworzę tu latyfundium'. A potem kibicom Lecha przychodzi obserwować popisy Trałki czy Ślusarskiego, który choć kopać prosto nie potrafi i biega jakby ziemia się pod nim uginała, to jednak statystycznie sprawdza się znakomicie. Strzela bramki? Strzela.
Zwolnienie Rumaka niewiele więc zmieni. Kimkolwiek nie byłby nowy szkoleniowiec, sytuacja w jakiej znajduje się Lech Poznań jest mocno jednoznaczna. Zbyt mocni na ligę, zbyt słabi na Legię i europejskie puchary. W obecnej formie zarządzania, 'Kolejorza' czeka wegetacja i brak perspektyw. Dobrze bezrobocie zrobiłoby chyba tylko obecnemu szkoleniowcowi poznaniaków, któremu przydałoby się trochę czasu do przemyśleń. W tym momencie jest to trener - posiłkując się terminologią rodem z Mediolanu - stratosferyczny. Gdzieś tam bowiem znajduje się obecnie jego ego i z takiej mniej więcej wysokości spogląda w tej chwili na resztę piłkarskiego środowiska.

>>>Zobacz zapis relacji live z kompromitacji Lech Poznań w starciu z Żalgirisem Wilno!

Szkoleniowcowi Lecha zarzucić można wiele. W szesnaście miesięcy pracy nie udało mu się wypracować stylu gry drużyny. Poznaniacy grają nijako. Bazują na indywidualnych umiejętnościach i betonowej obronie. Wygrywają, bo przeciwnicy są jeszcze bardziej beznadziejni i bramki często ładują sobie sami. Rumak przy tym wszystkim popisuje się absolutnie irracjonalną selekcją. Promowanie Kotorowskiego kosztem Burica wytłumaczyć można chyba tylko tym, że Bośniaka dopadł reumatyzm, albo odpadły mu obie ręce. Ufanie chaotycznemu Arboledzie to jawny sabotaż, ale jak wówczas nazwiemy desygnowanie do gry Szymona Drewniaka?

Młody Lechita argumentów nie ma bowiem żadnych. Dryblować nie potrafi, ustawia się losowo, raz tu, raz tam, długich podań nie stosuje wcale, a strzela tak, jakby chciał coś upamiętnić. Wraz z Trałką specjalizują się w Poznaniu w salwach honorowych, powodując popłoch na trybunach. To nie jest przypadek, że do tej pory najgłośniej o młodym piłkarzu zrobiło się, gdy we wronieckich akademikach postanowił nagrać swój występ artystyczny, przypominający tani erotyk. Problem w tym, że Rumak zamiast Drewniaka wielkiego pola manewru nie ma.

>>>Skandaliczne zachowanie kibiców Lecha na arenie międzynarodowej. Czytaj więcej na gwizdek24!

Zarząd poznańskiej drużyny na transfery jest bowiem uczulony. Z zapowiadanych wzmocnień od lat nie wychodzi nic konkretnego, a kolejnym trenerom - mimo potężnych osłabień zespołu - wciąż stawiane są równie ambitne cele. Właściciel 'Kolejorza', Jacek Rutkowski, opowiadał ostatnio słodko, że Lech w ostatnich latach zainwestował wszystkie pieniądze, które zarobił. Prawdy w tym niewiele. W ostatnich czterech okienkach transferowych poznaniacy wyciągnęli na czysto około 9 mln euro. A nie wliczaliśmy w to transferu Murawskiego do Rubina Kazań czy Rengifo do Omonii Nikozja. Lech jest dowodem na to, że nawet w polskich warunach na futbolu da się zarobić. Tylko, że rywalizacja z Legią na podobnych zasadach jest niemożliwa i kibice zachwyceni podobnym obrotem sprawy być nie mogą.

Lech działa jak przedsiębiorstwo. Zakup zawodnika musi się w dłuższej perspektywie opłacać. Nieważne są potrzeby trenera w momencie, gdy zarząd analizuje kolejne tabelki z przychodami. W Poznaniu sytuacja jest o tyle absurdalna, że pracownicy 'Kolejorza' w jednym zdaniu mogą oznajmić, że trudności zespołu polegają na nazbyt defensywnym nastawieniu rywali poznaniaków, a w drugim, że profil drużyny zakłada grę z kontrataku. Pomysł rodem z tworzenia upraw pszenicy na Syberii: 'jest zimno, nic nie rośnie, ale stworzę tu latyfundium'. A potem kibicom Lecha przychodzi obserwować popisy Trałki czy Ślusarskiego, który choć kopać prosto nie potrafi i biega jakby ziemia się pod nim uginała, to jednak statystycznie sprawdza się znakomicie. Strzela bramki? Strzela.

>>>Czytaj więcej o rozgrywkach Ligi Europy 2013/2014 na gwizdek24!

Zwolnienie Rumaka niewiele więc zmieni. Kimkolwiek nie byłby nowy szkoleniowiec, sytuacja w jakiej znajduje się Lech Poznań jest mocno jednoznaczna. Zbyt mocni na ligę, zbyt słabi na Legię i europejskie puchary. W obecnej formie zarządzania, 'Kolejorza' czeka wegetacja i brak perspektyw. Dobrze bezrobocie zrobiłoby chyba tylko obecnemu szkoleniowcowi poznaniaków, któremu przydałoby się trochę czasu do przemyśleń. W tym momencie jest to trener - posiłkując się terminologią rodem z Mediolanu - stratosferyczny. Gdzieś tam bowiem znajduje się obecnie jego ego i z takiej mniej więcej wysokości spogląda w tej chwili na resztę piłkarskiego środowiska.

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze