- Ryszard był fenomenem. Dostał dar, z którym trafił w odpowiednie miejsce i dał największą radość Polsce. Miał wielką osobowość, wielki charakter, konsekwencję w działaniu. A przy tym była w nim i pokora i radość życia - podkresla były kolarz.
Szurkowski miał nie tylko umiejętność prowadzenia roweru. Potrafił taktycznie prowadzić wyścig dla siebie i dla drużyny.
- Był głównodowodzącym. Takim, który potrafił mobilizować kolegów - nie ma wątpliwości Mytnik. - O mnie mówił, że mam taką samą krew jak on czyli dolnośląską, bo stamtąd pochodzę. Po pierwszym etapie wyścigu potrafił zaplanować, jak jedziemy w kolejnych etapach. Szanowałem w nim to, że był bardzo konsekwentny. Miał wielkie poczucie odpowiedzialności. I był bardzo pracowity. Trenował nawet więcej niż chcieli trenerzy.
Najlepszy „czasowiec” polskiego kolarstwa wspomina końcówkę jednoetapowego wyścig open we Francji.
- W czołówce zostaliśmy my, dwaj amatorzy oraz dziewięciu zawodowców. Rysiek podjechał do mnie i zapytał, „Toniek, co robimy?” Ja wcześniej goniłem grupę i byłem wyjechany. Ale na dwa kilometry przed metą zawołał „targaj, ile możesz”. Pociągnąłem, a on potem zza moich pleców tak depnął, że ograł wszystkich zawodowców. Bo miał takie „depnięcie”, że potrafił odjechać na sto metrów, gdy do mety było kilkaset.
Po dramatycznym wypadku w Niemczech w roku 2018 Tadeusz Mytnik wraz z innym byłym szosowcem i wiceprezesem PKOl Mieczysławem Nowickim wspierali Szurkowskiego jak mogli.
- Mietek załatwił przez ministerstwo spraw zagranicznych transport dla Ryśka samolotem do kraju. A potem umieściliśmy go w ośrodku rehabilitacyjnym w Konstancinie. Żałuję tylko, że nie zrobiono mu wcześniej badań nowotworowych
Koledzy z szosy utrzymywali stały kontakt.
- Mówiłem mu niedawno, że może już tej wiosny wsiądziemy na rower. On mi na to, że pracuje nad sobą. I pokazał mi mięśnie, już odbudowane. Wcześniej to była skóra i kości. A teraz z drużyny, która zdobyła złoty medal mistrzostw świata 1973 w Barcelonie, pozostałem już tylko ja… - wzdycha medalista wielkich imprez.