Science fiction? Absolutnie nie. To jest właśnie przyszłość sportu, nękanego plagą dopingu. Niedaleka przyszłość. Na wszczepienie chipów godzą się już największe gwiazdy sportu, bo dzięki temu mogą mieć spokojniejszą głowę.
Biologiczne paszporty
Po licznych aferach dopingowych wiele federacji sportowych (między innymi kolarska i narciarska) przygotowało już "paszporty biologiczne" zawodników. Przykładowo Niemiecka Federacja Narciarska (DSV) ma w swej bazie szczegółowe dane ponad 400 czołowych zawodników i zawodniczek. Pokazują one profil krwi, zawierają informacje o poziomie hemoglobiny, hematokrytu, czerwonych ciałek krwi... Dzięki takim "paszportom" łatwiej jest wykryć przypadki wyrafinowanego dopingu za pomocą EPO czy przetaczania krwi.
Postęp techniki umożliwia już zmagazynowanie tych wszystkich danych w malutkim chipie wielkości ziarenka kukurydzy. Amerykańska firma VeriChip oferuje sportowcom takie chipy o wielkości 12x2 milimetry. Można je wszczepiać pod skórę i "wyciągać" z nich informacje za pośrednictwem skanera.
- Wszczepię sobie taki chip, bo mam już dosyć podejrzeń o doping. Poza tym chip mógłby mnie uwolnić od konieczności informowania komisji antydopingowej, gdzie w danym momencie jestem. Zawsze mogliby mnie namierzyć za pomocą GPS - deklaruje mistrzyni olimpijska w biatlonie Andrea Henkel (29 l.).
Kosztowne zapomnienie
Henkel dobrze zna przypadek swych rodaczek, olimpijskich nadziei Niemiec w pływaniu: eksmistrzyni świata na 100 metrów stylem grzbietowym Antje Buschschulte (30 l.) i mistrzyni świata w pływaniu długodystansowym Angeli Maurer (32 l.). Obu grozi roczna dyskwalifikacja, bo nie były pod wskazanym adresem, gdy wpadła do nich kontrola antydopingowa.
- Powinnam być wtedy w Magdeburgu, ale zmieniły się plany i byłam na Wyspach Kanaryjskich. Zawiadomiłam o tym FINA (federację pływacką), ale zapomniałam o poinformowaniu przez Internet NADA (krajowa komisja antydopingowa). Teraz mogą mnie zdyskwalifikować i nie pojadę do Pekinu na igrzyska - płacze Buschschulte.
Z Maurer było podobnie. W jej przypadku zawinił ojciec, który do tej pory zawsze troszczył się o zawiadomienie NADA o miejscu pobytu córki.
Buschschulte i Maurer nie miałyby tych kłopotów, gdyby wszczepiły sobie chipy. Henkel też ma dosyć stresów, obawy, że zapomni zameldować NADA o zmianie swych planów i zostanie zdyskwalifikowana, jeśli nie będzie pod wskazanym adresem, gdy wpadnie kontrola antydopingowa.
Justynę kontrolowali już 20 razy
Nasza medalistka olimpijska w biegach narciarskich Justyna Kowalczyk mówi "Super Expressowi", że pomysł, aby wszczepiać sportowcom takie chipy, podoba się jej.
- Jeśli takie urządzenie będzie małe i umieszczone w niekrępującym miejscu, to nie mam nic przeciwko wszczepieniu go sobie - deklaruje. - Dla mnie byłoby to nawet wygodne, bo wraz z trenerem często i nagle zmienialiśmy plany co do miejsc pobytu i treningu w tym sezonie.
- Nie stać mnie już na drugą wpadkę, bo to oznaczałoby dożywotnią dyskwalifikację - twierdzi Justyna. - Byłam kontrolowana tej zimy chyba z dwadzieścia razy, na każdych zawodach. A przed sezonem - też kilka razy. Mogę więc sobie wszczepić ten chip.