Od 2005 roku bełchatowianie dzielą i rządzą w ekstraklasie. Tym razem stoją pod ścianą: musieliby wygrać z rzeszowianami trzy razy z rzędu, by nie oddać tytułu.
- Przegraliśmy dwa razy i trzeba to przełknąć - mówi gwiazdor Skry Mariusz Wlazły (29 l.), który jako jedyny zawodnik tej drużyny siedem razy z rzędu odbierał złoto mistrzostw Polski. Po zwycięskich finałach, w których najczęściej bełchatowski dream team wygrywał łatwo, jego atakujący zwyczajowo zakładał mistrzowską koronę.
- Nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji, że w play-off przegrywaliśmy 0-2. Resovia zagrała fantastyczne dwa mecze, należały się jej zwycięstwa. Nadzieja i szansa pozostaje i tego się trzymamy - zapewnia Wlazły, jedyny jasny punkt w ekipie z Bełchatowa. - Jedziemy do Rzeszowa, może gdzieś po drodze zgubimy nasze problemy i zobaczymy, co się tam stanie. Ale jeśli się nie uda, świat się nie zawali - przekonuje atakujący Skry.