"Super Express": - Jak można odpocząć przez niecałe 2 tygodnie po tak wyczerpującej imprezie jak mistrzostwa świata?
Paweł Zatorski: - Te dwa tygodnie minęły wyjątkowo szybko, ale jesteśmy przyzwyczajeni, że po turniejach mamy mało czasu na odpoczynek. Dla mnie jest przyjemnością wrócić na boisko i grać w pełnych halach, przeciwko siatkarzom światowej klasy w naszej lidze.
- To nie jest nadmierne eksploatowanie organizmów?
- Rzeczywiście, gramy bardzo dużo, nie mamy przerw w rozgrywkach w ciągu roku jak w innych dyscyplinach. Dopóki dajemy radę zdrowotnie, to jest dobrze, bo robimy to co lubimy i cieszymy się grą.
- A może to jeszcze adrenalina po MŚ daje energię?
- Nakręca mnie gra przy pełnych trybunach. Nie wyobrażam sobie występowania w innej lidze, choćby tureckiej, mimo większych pieniędzy niż u nas. Wiele osób twierdzi, że w Polsce gra się najlepiej i nie bez powodu coraz więcej świetnych siatkarzy tu przyjeżdża.
- Po powrocie z mistrzostw świata powiedział pan o selekcjonerze Vitalu Heynenie: "Czasem nóż się w kieszeni otwiera jak się słucha naszego trenera”. Co miał pan na myśli?
- Nie chcę się wdawać w szczegóły, bo już powiedziałem dużo. Trzymam się tego, że dzięki Heynenowi jestem lepszym siatkarzem. Sam trener wie, że współpraca z nim nie jest łatwa, ale my siatkarze doceniamy, z kim współpracujemy, cenimy jego znajomość siatkówki i inne spojrzenie na sport.