– Ci, co wiedzą jak się zdobywa złoto, znają to uczucie, ale obronienie tytułu, to jest dopiero coś – podkreśla Drzyzga. – Tytuł zdobyty z nową grupą jest specjalny, nie spodziewałem się takiego fajnego finału – dodaje i zastanawia się który tytuł trudniej było wywalczyć. Odpowiedź jest jednoznaczna.
– To złoto w Turynie było łatwiej zdobyć niż cztery lata temu – uważa. – Pojawia się więc pytanie, czy ta Brazylia była lepsza, czy gorsza, czy też my zagraliśmy dużo lepiej. Nie ma to dla mnie zresztą żadnego znaczenia. A my od kluczowego meczu z Serbią w Warnie graliśmy coraz lepiej, coraz lepiej i coraz lepiej. Nie było na nas mocnych. Poznaliśmy swoją wartość i pewność siebie. Pamiętajmy, że na boisku mieliśmy jednak kupę doświadczonych graczy, oprócz kilku młodszych. To doświadczenie zaprocentowało. W spotkaniu finałowym z Brazylią ani przez moment nie pomyśleliśmy, że cokolwiek może się stać. Moim zdaniem był to jeden z najspokojniejszych meczów w mojej karierze. A i tak najważniejsze jest to, co mamy na szyjach – dodaje nasz rozgrywający.
Polacy mieli w trakcie mistrzostw jeden moment kryzysowy, gdy najpierw rozchorował się Michał Kubiak, potem przegraliśmy Argentyną, a potem była „kontrolowana” porażka z Francuzami, bo trener Vital Heynen chciał oszczędzać siły. Po tych spotkaniach trzeba się było podnieść w grze o wszystko z Serbami i wtedy narodziła się mistrzowska polska drużyna.
– Spotkanie z Serbią było kapitalne, zlalibyśmy rywali bez względu na to, czy nam coś oddali, jak się to potem twierdziło, czy nie. Ten mecz wlał w nasze głowy i serca wiele wiary i pewności na dalszą część turnieju – uważa nasz rozgrywający.
Pytany o to, jaki jest sekret udanej współpracy z trenerem Vitalem Heynenem, od razu odpowiada jednym słowem-kluczem: – Szczerość. Powiedziałem mu to zresztą po ostatniej piłce finału. Ma gość jaja, potrafi nas wysłuchać, nie musi się zgadzać ze wszystkim, ale każdy może się wypowiedzieć. I czasem przyjmuje nasze argumenty, przyznając nam rację.