Kłos nie sądził, że Polacy nie stracą nawet seta na początku mistrzostw świata. - Trzy razy po 3:0, myśleliśmy, że będzie to trochę trudniej wyglądać. Zrobiliśmy dobrą robotę. Jak się wstaje rano, uśmiech może się pojawić na twarzy - stwierdza siatkarz Skry. - Pozytywnie zaskoczyliśmy także siebie.
W meczu z Wenezuelą większą rolę odgrywali rezerwowi. To ich gra w dużym stopniu decydowała o rozgromieniu Wenezuelczyków w drugim i trzecim secie - do 13 i 14.
- Nie wiem czy straszymy tym rywali, ale sami się przede wszystkim cieszymy, bo turniej jest długi i różnie może być w kolejnych spotkaniach. Może się zdarzyć, że zmiennicy będą w jednym z nastepnych meczów grać pierwsze skrzypce - uważa Kłos.