To nie był jednostronny mecz. Nie taki jak wcześniejsze. Biało-czerwoni zaatakowali Francuzów. Potrafili wygrywać po kombinacyjnych atakach, ale przede wszystkim - potrafili utrzymać tempo przez całego seta. Tak jak przy pierwszym, którego wygrali z Trójkolorowymi po udanej walce w końcówce. To oni zachowali więcej zimnej krwi i wydawało się, że wreszcie do zespół Stephane'a Antigi wraca gen zwycięzców. Tyle że trwało to ledwie chwilę, bo w kolejnych to już gospodarze na finiszach setów serwowali lepiej, mocniej, a przy kolejnych atakach cudów dokonywał fenomenalny Earvin N'Gapeth. Między innymi kończąc wymiany firmowymi "hakami". 28:30, 22:25, 19:25 - w trzech kolejnych partiach biało-czerwoni okazali się już słabsi, ale w ich sytuacji - przynajmniej ze względów formalnych - niewiele się zmieniło. Od 13 do 17 lipca powalczą bowiem w Final Six Ligi Światowej w Krakowie. I dopiero wtedy okaże się, jak jesteśmy przygotowani do olimpijskiego wyzwania.
W niedzielę biało-czerwoni zagrają z Belgią w ostatnim spotkaniu fazy zasadniczej Ligi Światowej.
Polska - Francja 1:3 (25:22, 28:30, 22:25, 19:25)