- Same dobre chęci nic nie znaczą. W tym sezonie przegraliśmy dużo ważnych meczów - nie ukrywa Kurek po sensacyjnej porażce 2:3 ze Słowenią w 1/4 finału ME.
Po powrocie do reprezentacji zmienił pozycję i przez wiele tygodni imponował jako atakujący. Niestety, gdy przychodziło do kluczowych spotkań, słabła moc naszej głównej armaty. Nie skończył ważnych akcji w półfinale Ligi Światowej z Francją, nie poprowadził zespołu do wygrania choćby dwóch setów w meczu o być albo nie być Pucharu Świata z Włochami (1:3), wreszcie - wypadł wyjątkowo blado w środę przeciwko Słowenii.
ME w siatkówce: Kurek jeszcze nie jest Wlazłym
- Ten sezon dał nam w kość, przede wszystkim mentalnie. W siatkówce wiele znaczy pewność siebie, a my ją traciliśmy z każdą ważną porażką - uważa Kurek. - Podczas przygotowań robiliśmy wszystko, żeby przyjechać z wolną głową. Na początku wystarczyło, ze Słowenią już nie. Nie graliśmy swojej siatkówki, chyba dlatego, że przez cały sezon reprezentacyjny się nie rozpieszczaliśmy. I przegraliśmy jedyny mecz, który się liczył.
Po klęsce w ME mocno spadły notowania Polaków przed styczniowym turniejem kwalifikacyjnym do igrzysk. Z taką formą nie będziemy mieli czego szukać w Berlinie. Tam trzeba być w trójce, by myśleć o Rio, a przecież rywale będą jeszcze mocniejsi.
- Powinniśmy mieć obawy, o bezpośredni awans będzie ciężko, ale trzeba się o to bić. Wierzę w tę grupę i w to, że będziemy walczyli do samego końca. Tak jak ze Słowenią, z którą serce zostawiliśmy na boisku, ale nie starczyło umiejętności - kwituje Kurek.