Jeden z najbardziej doświadczonych siatkarzy drużyny narodowej nie występował w decydujących meczach LN, bo dostał wolne na odpoczynek i podreperowanie zdrowia. Heynen nie zabrał też kilku innych rutyniarzy. I między innymi za to mu się dostało.
– Zdaję sobie sprawę, że oczekiwania wobec nas są zawsze duże. My też chcemy wygrywać, bywa jednak różnie – tłumaczy Kubiak. – W Lidze Narodów od początku miał być poligon doświadczalny, ale gdy awansowaliśmy do turnieju finałowego, to wręcz oczekiwano od nas zwycięstwa. Trzeba się zdecydować: albo rybka, albo akwarium. Zakwalifikowaliśmy się do Final Six, grając w eksperymentalnym składzie. Trener zapowiadał, że będzie próbował wszystkich zawodników, da szansę młodym. Tymczasem według niektórych mieliśmy tam zdobyć złoto. Zwycięstwa w Lidze Narodów były ważne, ale cel był inny. Większość chyba o tym zapomniała – uważa kapitan kadry.
– Nie dziwi mnie to, że w Polsce odbiór naszych wyników jest albo czarny, albo biały. Nie rozumiem tylko całego zgiełku po Final Six. To typowe podejście w naszym kraju, ale mi już ręce opadają, gdy słucham czegoś takiego. Oczywiście, wiemy, że zawsze będzie presja wyniku. całe życie trenuję i gram pod presją. Przyzwyczaiłem się do tego, nie ucieknie się od niej. Dla mnie to nie nowość, nauczyłem się z tym żyć. Denerwuje mnie tylko niekonsekwencja ocen i zmienianie zdania co trzy minuty – podkreśla.
Mimo wszystko Kubiak, który dostał od trenera półtoramiesięczne wakacje, przystąpił do decydujących przygotowań w Zakopanem w dobrym nastroju. – Zaczęliśmy pierwszy i najtrudniejszy etap. Przez trzy pierwsze dni trener uważał, żeby nikomu nic się nie stało, by uniknąć kontuzji – mówi. – Ale od razu też zapowiedział jeszcze cięższą pracę. Miałem szansę długo odpocząć, czuję się fantastycznie. Siatkówka to nie tylko moja praca, ale i przyjemność.