"SE": – Zakopane to oddech od Spały, w której siatkarze bywają stale, ale atrakcji jest zdecydowanie mniej?
Vital Heynen: – Nie powiem złego słowa na Spałę, jeszcze tam będziemy, ale na pewno przyda się coś zmienić, jest świeże powietrze, nowe doznania. Przyjechałem do Zakopanego w piątek, jestem pod wrażeniem miejsca i warunków. Hala pachnie nowością, nie mamy prawa narzekać na cokolwiek.
– A pan od razu zrobił sobie wycieczkę w wysokie góry.
– Wszedłem na Rysy i muszę powiedzieć, że nie było to łatwe. Jednak przez chwilę poważnie pomyślałem, by zabrać tam siatkarzy. Mają jednak szczęście, upiecze im się tym razem, bo to ciężka wspinaczka. Jeszcze kilku by spadło i miałbym kłopot... Może wpadnie mi do głowy inny pomysł i wejdziemy na jakąś na mniejszą górę? Ale właściwie to nie jest dobry pomysł. Jeśli mielibyśmy zdobywać szczyt, to z czysto symbolicznego punktu widzenia powinien być najwyższy. A dlaczego sam poszedłem? Bo trener też musi być w formie.
– Mówił pan, że dopiero w Zakopanem zacznie się budowa zespołu. Czym się będzie różnić obecna praca od wykonywanej wcześniej?
– Poprzednio miałem 22 siatkarzy w grupie i następowały liczne zmiany. Teraz skorzystam z 15 graczy. W czasie Ligi Narodów trwała walka o miejsce w wąskiej kadrze na mistrzostwa świata, trudno mówić o budowie zespołu, jeśli zawodnicy mają w głowie rywalizację indywidualną. Teraz jesteśmy razem, siatkarze wiedzą na czym stoją, zaczyna się nowy etap.
– Będzie dla nich i dla pana bardziej komfortowy?
– Na pewno nie. Wcześniej można było ukryć różne niekorzystne rzeczy pod przykryciem ciągłych zmian kadrowych. Teraz nie będzie usprawiedliwień, że podróżujemy, nie trenujemy i są stałe rotacje. Zaczyna się prawdziwa presja. A ona polega wyłącznie na jednym: mamy pokazać dobrą siatkówkę. I żeby było jasne: nie mamy grać rewelacyjnie na Memoriale Wagnera, ale na mistrzostwach świata.
– Przed mistrzostwami zagracie sześć meczów kontrolnych, w tym dwukrotnie z Belgią. To będą dla pana wyjątkowe spotkania?
– Dla mnie nie, bo już jako trener reprezentacji Niemiec grywałem przeciwko rodakom i jestem przyzwyczajony. Myślę, że to raczej Belgowie podejdą do tej konfrontacji z odrobinę większą motywacją niż zwykle. W końcu niedawno zostawiłem ich zespół.
– W Zakopanem będzie z reprezentacją Wilfredo Leon, chociaż oficjalnie może zagrać dopiero za rok. Jak pan widzi jego obecną rolę?
– Wilfredo przyjechał z rodziną, pobędzie z nami na zajęciach kilka dni. To ważne nie tylko dla niego, ale i dla mnie. Chcę go lepiej poznać, a podczas treningów traktuję jak każdego kadrowicza, chociaż jego obecność nie ma bezpośredniego związku z przygotowaniami do mundialu. To myślenie wybitnie długofalowe, oczywiście Leon nie pomoże nam w mistrzostwach świata, będzie jednak lepiej zintegrowany z grupą. Kiedy więc zimą w trakcie sezonu ligowego wybiorę się do niego do Włoch, pojadę już do starego znajomego.