Ktoś wchodzący w piątkowy wieczór do berlińskiej Max Schmeling Halle mógł doznać szoku. Wypełnione przez 7500 ludzi trybuny były całe biało-czerwone! Kiedy śpiewano polski hymn a capella, można się było poczuć jak w arenach Łodzi, Katowic czy Gdańska. W historii siatkówki chyba czegoś takiego jeszcze nie było. Hasło „Gramy u siebie” nigdy nie było bardziej aktualne niż wczoraj w stolicy Niemiec.
Zobacz: Siatkówka mężczyzn. Kwalifikacje olimpijskie: Polska - Niemcy NA ŻYWO: Gdzie transmisja TV i STREAM ONLINE?
– Spodziewamy się dużej liczby polskich kibiców na meczu z Niemcami, ale wiemy, że walka mimo to będzie trudna – przewidywał środkowy biało-czerwonych Marcin Możdżonek (31 l.). - Wszystko dlatego, że oba zespoły chcą zająć pierwsze miejsce w grupie, by nie grać z Francją już w półfinale – przypominał.
Na ostatni mecz grupowy wrócił do szóstki nieobecny w potyczce z Belgami Mateusz Mika (25 l.) i od pierwszego seta widać było u niego niesamowitą chęć gry. Już w otwierającej partii zaaplikował Niemcom 8 pkt przy stuprocentowej skuteczności!
Udany pierwszy set i zadyszka w dwóch kolejnych – tak wyglądała wczoraj gra Polaków. Trener Stephane Antiga (40 l.) najmocniej od dawna mieszał składem, a w końcu miał na parkiecie praktycznie samych rezerwowych!
Co ciekawe Vital Heynen (47 l.), szkoleniowiec rywali, też wprowadził zmienników... Wyglądało to więc tak, jakby od pewnego momentu trenerzy uznali, że w zasadzie gra z Francuzami w półfinale nie jest niczym złym... Niewykluczone, że obie ekipy wspólnie oszczędzały po prostu siły na weekend.
U nas w czwartym secie błysnął wracający do kadry po dłuższym czasie Wojciech Żaliński (28 l.) i biało-czerwoni odprowadzili do tie-breaka. W decydującej partii popełnialiśmy zbyt dużo błędów, by wygrać.