Popularny "Świder" zakończył karierę sportową z powodu kontuzji w 2012 r. Wcześniej zdążył wziąć udział w najważniejszych imprezach klubowych w Europie. W 2002 i 2003 r. w barwach poprzednika Zaksy - Mostostalu - grał w turnieju finałowym LM, zajmując 4. i 3. miejsce.
W sezonie 2012/2013 był asystentem Argentyńczyka Daniela Castellaniego i wspólnie doprowadzili kędzierzynian do kolejnego Final Four (4. lokata). W miniony wtorek Zaksa ponownie awansowała do czołowej czwórki (turniej 12-13 maja w Kazaniu, w półfinale zagrają z włoskim Lube). Świderski obserwował to już z fotela prezesa.
- To ciekawa sytuacja, miło, że ktoś to zauważył. Przyznam, że wolałbym, żeby moja kariera zawodnicza potrwała i bym dłużej mógł brać udział w Final Four jako siatkarz - mówi "SE" Świderski. - Tym bardziej że jako gracz miałem też mniej na głowie. Wystarczyło robić swoje na parkiecie, a o pozostałe rzeczy martwili się inni. Byłem prowadzony za rękę, mówiono mi, kiedy stawić się na trening czy wyjazd, wykonywałem czyjeś polecenia. Prezes ma na głowie o wiele więcej, bo musi pogodzić interesy graczy, sponsorów i właścicieli klubu.
W ciągu kilkunastu lat siatkarska Liga Mistrzów zmieniła się zasadniczo. - W górę poszły poziom sportowy i organizacyjny, zwłaszcza jeśli chodzi o wymogi stawiane nam przez europejskie władze siatkarskie - zauważa Świderski. - Niestety, mało dostajemy w zamian. Nagrody nie pokrywają naszych wydatków. Chyba żaden klub nie może powiedzieć, że wychodzi w Lidze Mistrzów na zero, nie mówiąc o zarabianiu.
"Świder" przede wszystkim pilnuje więc kasy. - Od kilku lat jest podobny budżet i trzymamy się go - tłumaczy. - Nie mamy się co równać z takim Zenitem Kazań. Nie da się powiedzieć, że Rosjanie mają 5 czy 10 razy więcej od nas. Oni mogą dostać tyle, ile im potrzeba. Ja nie mam takiego komfortu, ale zawodnicy mają obiecane premie za Final Four - zapewnia.
Zobacz też: ZAKSA w Final Four Ligi Mistrzów! "Big Ben" stanął na wysokości zadania