Po zdobyciu drugiego w historii tytułu mistrzowskiego w 2014 roku w polskiej siatkówce nastąpiła zmiana pokoleniowa, która wywołała chwilowy kryzys. Na szczęście Vital Heynen doprowadził biało-czerwonych do kolejnego tytułu, a w niedzielny wieczór wszyscy kibice tej dyscypliny (i nie tylko) mieli mnóstwo powodów do świętowania. Ale nic dziwnego - w końcu nie codziennie pokonuje się Brazylię 3:0 w finale MŚ.
Niestety organizatorzy, którzy podczas turnieju wielokrotnie pokazywali swoją nieudolność, potrafili nieco zepsuć radość z pucharu. Bo ceremonia medalowa po zakończeniu turnieju była jednym wielkim absurdem. Najpierw na specjalnie przygotowany podest zaproszono nie całą drużynę, a samego Michała Kubiaka, kapitana reprezentacji Polski. Który na moment wzniósł tylko trofeum w górę, po czym... musiał je odstawić i zejść na dół.
Następnie przedstawiono zawodników, którzy zgarnęli nagrody indywidualne, aż wreszcie można było przejść do wręczania medali. I także to było zorganizowane w przedziwny sposób, bo zamiast ustawić podium na parkiecie organizatorzy kazali każdemu zawodnikowi wchodzić po wysokich schodach, by tylko odebrać krążek. Następnie siatkarze znikali za sceną i nie mieli nawet możliwości, by wspólnie celebrować sukces.
Najgorzej jednak potraktowano Polaków. Ci co prawda po odebraniu medali dostali wreszcie puchar w swoje ręce i mogli razem się cieszyć, ale zapomniano o jednej bardzo ważnej kwestii. Otóż na każdej imprezie rangi mistrzowskiej podczas ceremonii drużyna nie tylko staje na podium, ale ma też okazję do wysłuchania i odśpiewania hymnu narodowego. A Włosi nie odegrali "Mazurka Dąbrowskiego"! Trudno powiedzieć, czy było to żenujące niedopatrzenie organizatorów, czy po prostu złośliwość (w końcu ekipa Italii właśnie przez Polaków nie awansowała do półfinału), ale jedno jest pewne - po tym finale pozostanie ogromny niesmak.