Jako pierwsza pod skrzydła trenera Czerwińskiego trafiła Glinka.
- W jednej ze szkół odbywały się zawody. Nauczyciel WF zaprosił mnie: "Przyjdź Tosiek, może wypatrzysz jakiś talent". Ale żadnego nie zauważyłem - opowiada były trener Skry. - Wreszcie w przerwie między setami rezerwowe przechodziły z jednego końca parkietu na drugi. Patrzę, a tu idzie takie coś cienkie i wysokie, dobrze się porusza i gołym okiem widać, że to materiał na siatkarkę. Poprosiłem trenera, żeby mi ją dał, a on: "A bierz, ona tu nie pasuje, jest o klasę niżej i te starsze dziewczyny nie chcą z nią grać".
Tak Gosia Glinka trafiła do Skry.
- Już po pierwszych treningach zaczęła robić szybkie postępy. Ale nagle przestała przychodzić. Pojechałem do domu Gosi, a jej mama mówi, że córka nie będzie trenować, bo ma się uczyć, żeby potem dobrą pracę dostała.
- Ale ja tak łatwo się nie poddaję - uśmiecha się pan Teofil. - Powiedziałem, że jak będą jakieś problemy z nauką, to jej pomogę.
Gosia wznowiła treningi, ale po miesiącu znów przestała przychodzić.
- To ja znowu lecę do jej domu, trochę już zdenerwowany, a jej mama mi mówi, że koniec z tą siatkówką, bo wyżyć się z niej nie da. Odpowiedziałem, że za kilka lat to jej córka będzie zarabiała kilka razy więcej niż ich cała rodzina - wybucha śmiechem trener Czerwiński. - Potem jak Gosia zmieniała klub i pani Glinka dowiedziała się, ile za nią zapłacą, to całe szczęście, że za nią stałem i ją przytrzymałem, boby mi zemdlała.
Po latach matka siatkarki musiała przyznać trenerowi rację.
- Pamiętam, jak w jej towarzystwie oglądałem mecz reprezentacji. Kiedy po spotkaniu Gośka dostała ogromny bukiet, podbiegła do nas i dała nam te kwiaty, a jej wzruszona mama powiedziała do mnie: "Dziękuję panu, że był pan taki uparty" - opowiada pan Teofil.
Początki kariery Skowrońskiej były podobne.
- Też wypatrzyłem ją na turnieju szkolnym. Kasia była rezerwową, co weszła na parkiet, to wszystko psuła i trenerka zaraz ją ściągała z boiska. Mało potrafiła, ale widać było, że ma talent, więc poprosiłem, żeby mi ją oddali. Pozbyli się jej bez żalu - wspomina pierwszy trener "Skowronka".
Na mistrzostwach Europy Skowrońska imponuje atomowymi atakami z drugiej linii. A przecież do niedawna grała tylko pod siatką.
- To ja ją przekonałem, żeby została atakującą - zdradza pan Czerwiński. - Mówię jej: "Taki linoskoczek jesteś, skaczesz do góry jak pajacyk i rzadko uderzasz. A masz przecież i siłę, i technikę, żeby atakować z głębi pola". Trochę się wahała, ale w końcu się zgodziła.
Obie siatkarki są teraz wielkimi gwiazdami. Nie zapomniały jednak o swym pierwszym trenerze.
- Na obu ich weselach był tylko jeden szkoleniowiec. Który? Czerwiński! - nie kryje satysfakcji pan Teofil. - Gosia to taki twardziel. Pamiętam, jak raz przyjechałem do jej szkoły, patrzę, a tu jakiś chłopak ją zaczepia. Tak go pchnęła, że aż się zatoczył - śmieje się trener Czerwiński. - Za to Kasia to taka artystka. Jak się ogląda mecz i trener prosi o czas, to kto jest zawsze na wizji? Kasia! Tylko patrzy, gdzie jest kamerzysta i zawsze się tak ustawi, żeby to ona była na pierwszym planie. Raz ją zapytałem o to. Roześmiała się i odparła: "Panie trenerze, no trzeba się jakoś promować".
Mimo podeszłego wieku trener Czerwiński dalej szkoli młode siatkarki. Teraz pracuje w Sparcie Warszawa.
- Jak tak patrzę na Gosię i Kasię, to widzę, że jest sens wciąż to robić. Skoro dwie mistrzynie wychowałem, to może i następne się uda - uśmiecha się.