Maciej Kot kilka lat temu był jednym z liderów reprezentacji Polski w skokach narciarskich. Na jego koncie znajduje się m.in. historyczne drużynowe mistrzostwo świata z Lahti (2017). Zakopiańczyk wygrał też dwa konkursy Pucharu Świata, w tym próbę przedolimpijską w Pjongczang, ale po igrzyskach olimpijskich 2018 zanotował okropny zjazd. Przez kilka lat Kot miał gigantyczne problemy z punktowaniem w PŚ i wypadł z głównej kadry, którą dowodzi obecnie Thomas Thurnbichler. Latem przygotowywał się do sezonu bez przydziału do kadr, jako zawodnik bazowy, ale złapał formę, która pozwalała wierzyć, że zimą wskoczy na jeszcze wyższy poziom. Niestety wiele szans, które otrzymał wobec słabej dyspozycji pozostałych polskich skoczków, wystarczyło do zdobycia zaledwie 21 punktów. Dało mu to 55. miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ, choć i tak jest to drobny krok naprzód po dwóch latach, w których łącznie zdobył 4 pucharowe punkty. Kota czekają teraz przygotowania do kolejnego sezonu, jednak tuż po zakończeniu ostatniej zimy zaskoczył kibiców.
Polski skoczek wykorzystał okazję i 1 kwietnia postanowił nabrać kibiców. W związku z tym w mediach społecznościowych ogłosił walkę z popularnym wędkarzem, Tomaszem Lewandowskim. Był to oczywiście żart z okazji Prima Aprilis, ale wielu fanów uwierzyło w tę wiadomość. Przyznawali się do tego w komentarzach - być może spore znaczenie miał fakt, że dużo mówi się o potencjalnej walce Piotra Żyły ze Sławomirem Peszką. Kot nie przetrze jednak przyjacielowi szlaków, choć zdjęcie, na którym napiął bicepsy, robi wrażenie.
Niespełna 33-latek dołączył do żartu zdjęcie, na którym pręży muskuły, a nad nim wisi motywacyjny cytat ze słów Arnolda Schwarzeneggera. Widać na nim doskonale, jak wielkiego wysiłku wymaga trening skoków narciarskich. Ciało Kota jest "wyżyłowane" do granic możliwości, a jego ręce to właściwie wyłącznie mięśnie. W locie każdy kilogram robi różnicę, a skoczkowie muszą mocno pilnować wagi, co widać po ważącym ok. 60 kg Kocie.