Formuła 1 z roku na rok jest coraz bardziej bezpieczna, zwłaszcza dla kierowców. Bolidy potrafią wytrzymać ogromne przeciążenia i skonstruowane są z takich materiałów, które dają dużą gwarancję, że kierowcy w razie wypadku, nie stanie się nic poważnego. Ale zawrotna prędkość i rywalizacja o jak najwyższe lokaty sprawiają, że zawodnicy nadal muszą być świadomi ryzyka, jakie podejmują wsiadając za kierownicę.
Gwiazdor planuje wziąć ślub ze swoją SIOSTRĄ! Ona przyjęła już jego oświadczyny
Poważnie wyglądającego wypadku nie mieliśmy od dawna. Aż do niedzielnego Grand Prix Belgii. Na dziesiątym okrążeniu kierowca Alfy Romeo, Antonio Giovinazzi stracił panowanie nad bolidem. Pojazd z dużym impetem wpadł w bandy ochronne, przez co został niemal doszczętnie zniszczony. Najgorsze jednak, że oderwało się z niego koło i wpadło na tor.
Odniósł wielki triumf i POPŁAKAŁ się jak dziecko. Wszystko przez ŚMIERĆ ojca
Pech chciał, że tuż za Giovinazzim jechał Russell. Brytyjczyk w ostatniej chwili uciekł przed czołowym zderzeniem z oponą. A taki wypadek mógł zakończyć się dla kierowcy najtragiczniejszy sposób. Russell przyznał, że był przerażony sytuacją. - Gdy zobaczyłem jak w moją stronę leci opona, byłem przerażony. Nie miałem gdzie uciec. Gdybym skręcił w prawo, to na pewno trafiłbym w bolid Antonio. Skręciłem w lewo ze świadomością, że trafię w bandy. Siła uderzenia była naprawdę duża - powiedział zawodnik. Obu panom na szczęście nie stało się nic poważnego.