„Super Express”: - Jaki to był dla ciebie ten sezon?
Piotr Pawlicki: Patrząc na ligę polską, szwedzką i indywidualnie to dobry, tylko w Grand Prix wyglądało to słabiej. Były przebłyski, wygrałem GP w Dyneburgu, ale prawdopodobnie to będzie za mało, żeby utrzymać się w ósemce cyklu (co zapewnia udział w przyszłorocznym GP – red.). Chcę, aby w przyszłym roku wyglądało to dużo lepiej.
- Miałeś w tym sezonie najwięcej wypadków z całej Ekstraligi, aż 10. Niezniszczalny czy pechowiec?
- Ani jedno, ani drugie. Moje wypadki to był ferwor walki, nie z mojej winy. Po prostu czasami dawałem z siebie zbyt dużo. W pewnym momencie kość nie wytrzymałą i pękła, ale zawsze wstawałem z toru. Dziękuję Bogu, że dał mi tyle mocy, by z Unią Leszno zdobyć złoty medal.
- Jakie obrażenia odniosłeś w tym sezonie?
- Na szczęście to nie były bardzo poważne kontuzje. Miałem tylko złamany nadgarstek, wstrząśnienie mózgu, obdarte plecy i tyłek. Media mocno naciągają to, że jestem twardzielem. Są dużo więksi twardziele ode mnie, wsiadają na motor z poważniejszymi kontuzjami. Nie jestem żadnym cyborgiem, odczuwam ból jak inni.
- Po zwycięstwie w GP w Dyneburgu, w kolejnych turniejach szło ci słabiej. Dlaczego?
- Bo szanse, żeby utrzymać się w ósemce GP topniały, dlatego bardziej skupiłem się na lidze. Będę walczył o powrót do cyklu. Chcę być jednym z najlepszych na świecie.
- Do ósmego Mateja Zagara tracisz aż 18 punktów. W Melbourne da się to odrobić?
- Matematycznie są szanse, ale będzie ciężko.
- Po Melborune będziesz miał wakacje. Gdzieś się wybierasz?
- Tam, gdzie nas wiatr poniesie. Czy będą to ciepłe kraje? Na pewno nie będzie to Syberia (śmiech). Mam swoją ekipę, z którą najlepiej mi się spędza czasu. Podczas wakacji nie ma tematu żużla, skupiamy się na odpoczynku.
Robert Kubica szybszy od Paula di Resty